Achaja, tom 2 – Andrzej Ziemiański

JAK ROZPĘTAŁAM WOJNĘ…

 

Drugi tom „Achai” to rzecz, która sprawia wrażenie, jakby ta trylogia miała być odpowiednikiem filmu „Jak rozpętałem drugą wojnę światową” (filmu, bo z powieścią, która była jego podstawą, jakoś tak mniej mi się to wszystko kojarzy). no bo ta Achajka nasza tak sobie skacze z jednego frontu na drugi, wojna trwa, ona wciela się do kolejnej armii, kolejny region, kolejne miejsce, a ona działa, z humorem, z jajem, ale i skutecznością. Jak Dolas – ale bez tego patriotycznego patosu (uff!), bo ona zdradza, jak i sama była zdradzona. Ale czy ta zbieżność jest zła? A no nie, ja tam trylogię Chmielewskiego lubię i wracam do niej raz na kilka lat, a „Achaja” ma swój sznyt, swój charakter i rzeczy, które sobie w niej cenię. I drugi tom, choć cieńszy i w sumie oparty na podobnych, co pierwszy schemacie, wszedł mi bardzo dobrze.

 

Achai wyszło, Achai się udało. Została nawet bohaterką i poszła swoją drogą. Szukając namiastki normalnego życia, w obcym kraju zatrudnia się do pracy na gospodarstwie. Nie zna się może na robocie, ale silna jest, jak nikt, więc powoli zaczyna dobrze sobie radzić, odnajdować się, zyskiwać uznanie, pojawia się nawet kawaler, który chce ją poślubić – a ona nie odmawia. Ale, jak wiadomo, nic nie może iść tak dobrze, jakby chciała. Gdy przypadkiem zabija jedną z żołnierzy wracających z bitwy, gotowa jest żegnać się z życiem, ale ze względu na straty w personelu, wojsko zamiast ją zlinczować, wciela do swojej armii – kobiecej armii – i niemal bez przeszkolenia, licząc na jej wcześniejsze, odmienne, ale zawsze, wyszkolenie, wysyła na front w zasadzie z samobójczym zadaniem, jednak nasza żołnierz nie zamierza tak łatwo dać się zabić…

Tymczasem Meredith zaczyna odkrywać tajemnice przeszłości i przyszłości. Sekrety Ziemców, ale i dziwne informacje na temat Achai i tego, co ją czeka. A czeka coś, co z perspektywy czarownika, który został demonem, nie ma najmniejszego sensu…

 

No fajnie się to czyta, fajnie. Ja wiem, że to podobnie, jak poprzednio – Achaja stara się wieść normalne życie, ale zdarza się „wypadek” i trafia do armii, a stamtąd na front itp., itd. – ale tym razem nieco krócej, ale trzyma to poziom. Rzecz zaczyna się tam, gdzie kończył tom poprzedni i w zasadzie zatacza koło, sami zresztą widzicie z opisu, a jak to dalej leci, musicie przekonać się czytając powieść. A czyta się ją dobrze, to ten sam poziom, co tom pierwszy, zresztą dzielenie „Achai” na tomy trochę mija się z celem, bo to jedna, długa, po prostu rozbita na trzy książki opowieść i tak należy ją traktować. A w skrócie jest lekko, sympatycznie i ciekawie, nadal z udanymi dywagacjami na temat wojny, taktyki i w ogóle – plus różnicami / podobieństwami armii męskiej i kobiecej – oraz paroma religijno-filozoficznymi drobiazgami.

 

Oczywiście dużo akcji, dużo przygód, dobrze zrobione sekwencje wojenne, ale i w tych spokojniejszych momentach wszystko wydaje się przyjemnie swojskie. Okej, są tu zgrzyty, bo ten tom skupia się głównie na Achai, więc ciekawsze poboczne postacie nie mają tyle miejsca, na które liczyłem, a i są tu sceny… hmm… osobliwe i nie do końca przekonujące (koty), ale dobrze jest, fajna książka. Nic wybitnego, ale jak na polską fantastykę i na polską literaturę rozrywkową, jest naprawdę dobrze i chce się więcej.

Komentarze