Ghost Rider / Duchy zemsty: Świt synów nocy – Howard Mackie, Len Kaminski, Christian Cooper, D.G. Chichester, Andy Kubert, Adam Kubert, Ron Wagner, Richard Case, Ron Garney, Alex Saviuk, Klaus Janson, Mark Texeira
ŚWIETNI
SYNOWIE NOCY
Dwa lata musieliśmy czekać na wydanie tego tomu.
Dwa lata po tym, jak Mucha wypuściła na rynek album „Ghost Rider: Danny Ketch”
zbierający pierwsze 20 numerów serii i szczerze powiedziawszy zwątpiłem w
pewnym momencie, czy ten komiks w ogóle będzie kontynuowany. Ale nadszedł rok
2025, minęło parę miesięcy i mamy go. Akurat z okazji 30-lecia pierwszego
wydania „Świtu synów nocy” po polsku (i 35-lecia startu serii o Ketchu w ogóle). Tamto wydanie sprzed lat, choć fajne i mam
sentyment, było koszmarnie zmasakrowane przez wydawcę. TM-Semic wycięło wtedy
mnóstwo materiału – wiele plansz, całe zeszyty, byle zmieścić się w wyznaczonej
ilości stron i to się czuło – Mucha teraz nie dość, ze wydaje w całości, to
jeszcze opierając się na „Spirits of Vengeance: Rise of the Midnight Sons”
dorzuca masę materiału, którego nie miało oryginalne wydanie, dzięki czemu
dostajemy nie tylko event (i ciąg dalszy znany też w Polsce z „Amazing
Spider-Mana”), ale i zeszyty wypełniające lukę między tomem „Danny Ketch” a
„Świtem synów nocy”. Kompleksowo jest i pięknie. To raz. Dwa, że to wyśmienity
komiks, lepszy nawet niż pierwszy tom i absolutnie warto znać go i posiadać. A
ci, którzy mają semicowy sentyment, to już w ogóle będą wniebowzięci, stawiając
tę cegłę na półce.
Ghost Rider szuka zemsty i nie spocznie, póki jej
nie dokona. Poluje zatem na Snowblinde'a i Deathwatcha, którzy wyrządzili już wiele krzywd, ale wciąż pozostają na wolności. Problem w tym, że policja coraz bardziej się na niego zawzięła, a do polowania na Czachę wziął się pewien bezwzględny glina. Co gorsza na horyzoncie czai się coś większego, straszniejszego: powrot Lilith - matki potworów. W
obliczu takiego zagrożenia Ghost Rider postanawia skorzystać z pomocy Johnny’ego Blaze’a.
Problem w tym, że sami mogą nie dać rady. Tak zaczyna się wspólna szalona
przygoda mrocznych bohaterów Marvela, której stawką są losy, jakżeby inaczej,
świata!
Na tym, oczywiście, nie koniec. Bo zaraz potem
Spider-Man znów chwyta Hobgoblina, przez którego znów niemal doszło do
tragedii. Szybko jednak obaj trafiają na celownik Demogoblina i towarzyszącego
mu doppelgangera. A tymczasem Ghost Rider i Johnny Blaze polują na Dethspawny.
W kanałach spotykają Venoma, który też poszukuje morderców, kontynuując swoją
wendettę przeciw złym. Wkrótce drogi wszystkich spotykają się i…
To, oczywiście, nie wszystko, co wchodzi w skład
tego tomu, ale sami widzicie, że z jednej strony mamy dokładnie to, co w
poprzednim tomie, z drugiej zaś jest jeszcze bardziej epicko, więcej gościnnych
występów i więcej różnorodności. Co ważne, tu dostajemy „Dusze Venoma”, czyli
historię znaną z #50 i 51 polskiego numeru „Spider-Mana”, która w żadnym Epicu
się nie znalazła, a jej brak, jako fan tego, jaki popis graficznie dał tu
Kubert, odczuwałem mocno. No i właśnie grafiką najmocniej stoi ten album,
szczególnie braćmi Kubertami, którzy wnoszą do calośco jeszcze lepszego klimatu,
ale też i dynamika, większej dozy detalu i klarowności, z niezapomnianym
wyczuciem, jakie obaj stracili niestety z czasem, co widać w rysowanych przez
nich komiksach z ostatnich kilkunastu, może nawet kilkudziesięciu lat. Inni też
są świetni, chociaż są też słabsze momenty, jak kiedy do ołówka dorywa się
Saviuk, ale i on nie zawodzi – po prostu operuje kreską bardziej cartoonową,
prostą, uzupełnioną o kolor, który w swej przesadnej barwności i jaskrawości
zabija klimat, jaki powinien mieć.
A treść? Wiadomo, to pretekstowa robota, ważna np.
ze względu na to, że to tu tworzy się po raz pierwszy ekipa Synów Nocy, ale
jednak wszystko, co się dzieje, jest podporządkowane zrobieniu widowiska, gdzie
masa postaci z horrorowych komiksów Marvela łączy siły w walce ze wspólnym
zagrożeniem. Jednak w tej pełnej, rozbudowanej wersji rzecz zyskuje i pokazuje,
że nawet pretekstowa rzecz może być fajna. Dobre tempo, sporo akcja, rozmach (nawet ta historia z Pająkiem nosi takie eventowe znamiona), dużo gościnnych występów (Blade, Morbius, Hobgoblin, Demogoblin, Doppelgange, Doc Strange, Hannibal King),
mrok, a raczej nie tylko mrok, ile fajny klimat mający coś w sobie ze starych
komiksowych opowieści grozy rodem z EC Comiucs, superbohaterszczyzny (ale takiej w estetyce
starych „X-Men” rysowanych przez Kuberta właśnie, nieco pożenionej z też
stworzonej przez braci grafiką rodem z „Batman vs. Predator” – acz bez tamtejszego
genialnego koloru; tu kolor jednak też daje radę) i klimatów, które mógłbym
nazwać xfilesowymi, gdyby „Z archiwum X” wtedy było już obecne na antenie.
W skrócie: świetna sprawa i tyle w temacie. Cena jest, jaka jest, jednak można to było wydać z mniejszym przytupem i taniej, ale samo wydanie też jest znakomite i bardzo ładnie prezentuje się na półce – szczególnie razem z poprzednim tomem. Wiadomo, „Świt synów nocy” można czytać niezależnie, ale najlepiej wchodzi, jako uzupełnienie „Ghost Ridera”, bo to w końcu dalszy ciąg jego losów. Ale też i kompleciści chociażby przygód Spider-Mana też powinni mieć go na półce, o ile nie posiadają jeszcze starego tmsemicowego wydania „Dusz Venoma”. A i abstrahując od tego, „Świt” to po prostu kawał dobrego komiksu dla fanów tego medium, szczególnie tych, którzy wolą, jak jest mroczniej, z nutą grozy i bardziej antybohaterskim podejściem, niż stricte trykociarsko. A jakby ktoś chciał dopełnić lektury i uzupełnić częściowo pewne luki w tym tomie, to zeszyty #26-27 znajdziecie w tomie „Legendy X-Men: Jim Lee”.
Komentarze
Prześlij komentarz