Droga: Proza i wiersze – Jarosław Iwaszkiewicz

PIĘKNA DROGA

 

Wiele lat nie czytałem już prozy Iwaszkiewicza – prozy, bo poezji jego jakoś nigdy nie miałem okazji. Miałem taki okres gdy nadrabiałem mniej lub bardziej znaną klasykę (i wciąż do nadrobienia mam sporo dzieł, ale na wszystko przyjdzie czas) i to właśnie wtedy w moje ręce wpadło większość tej Iwaszkiewiczowej twórczości, którą znajdziecie w tym tomie. Dobrze więc to wszystko znałem, a i tak to wydanie zrobiło na mnie wielkie wrażenie, równie duże, co zawartość. Nie jest to kompleksowe, pełne wydanie opowiadań i wierszy, to raczej wybór tego, co najlepsze i najważniejsze, ale za to jaki. Ponad 1200 stron, pięknie wydanych, pięknie prezentujących się na półce… Urzekająca, wspaniała lektura dla wszystkich ceniących sobie literaturę piękną.

 

Jeśli chodzi o skład tomu, to mamy tu wszystko, co najważniejsze. Jest „Matka Joanna od Aniołów” – o opętanej zakonnicy. Jest „Brzezina” opowiadająca o gruźlicy i śmierci (jak o śmierci opowiada też inne opowiadanie – „Tatarak”). Jest też wreszcie historia „Panny z Wilka” o powrocie po latach do majątku wuja, w którym niegdyś główny bohater romansował z tutejszymi młodymi kobietami.

Obok nich mamy „Nową miłość”, „Nauczyciela”, „Voci di Roma”, „Powrót Prozerpiny”, „Wenecję”, „Wzlot”, „Jazdy do Sandomierza”, „Kościół w Skaryszewie”, „Czwartą symfonię”, „Ogrody”, „Sérénité” i „Zarudzie”. Jest też wstęp, trochę biograficzny, o Iwaszkiewiczu, trochę i jego twórczości. No i są wiersze, wieńczące tom.

 

Powiem tak – bardziej cenię sobie Iwaszkiewicza, jako autora prozy, niż jako poetę. Jego proza ma w sobie bowiem pewną poetycką nutę, takie słowne bogactwo, kwiecistość, ale i wyczucie. Poezja? Poezja jest jak poezja – trochę górnolotna, trochę patetyczna, całkiem przyjemna, ale nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, bym padł na kolana, a na ciele poczuł dreszcze. A przy poezji niektórych mistrzów mam te dreszcze, mam wrażenie, jakbym trafił na utwory pokazujące mi po co w zasadzie powstały słowa i połączenia między nimi. W wierszach Iwaszkiewicza tego nie znalazłem, chociaż nie odmówię im tego, że są dobre. Nie one są jednak w tym tomie najważniejsze  (zaczynają się dopiero nieco przed 1050 stroną), a opowiadania, czy może raczej to, co zwane jest formą long short story, w której autor był mistrzem i stanowi prawdziwego jej klasyka. I pozwólcie więc, że właśnie na tym skupię się przede wszystkim.

 

Dzieła Iwaszkiewicza to coś, co weszło na stałe do naszej kultury, także za sprawą kina. Wspomniana już „Brzezina” doczekała się ekranizacji dokonanej przez Andrzeja Wajdę, Wajda też zekranizował „Tatarak” i „Panny z Wilka” (nominacja do Oscara), a Kawalerowicz dał nam kinową wersję „Matki Teresy od Aniołów” (tak między innymi, by wspomnieć, co najważniejsze). Więc pewnie większość z nas gdzieś z tymi dziełami się zetknęła, choćby tylko ocierając się o nie. Wiele jednak się traci nie znając pierwowzorów. Co prawda styl Iwaszkiewicza jest nieco archaiczny, ale jednocześnie wysmakowany, pełny piękna, liryzmu i emocji. Jego teksty to rzeczy często skupione na przemijaniu, na trudnych uczuciach czy relacjach. Bywają klimatyczne, iście horrorowe, jak wspominana „Matka Teresa od Aniołów”, bywają bardzo kameralne, intymne. Wszystkie łączy to, że są świetnie wykonane i niezależnie o czym opowiadają, grają na emocjach. Niektóre może się zestarzały, choćby przez to, w jakim okresie powstały i co mogą reprezentować, ale niezależnie od poglądów autora i jego życiorysu, wartość artystyczna jego prozy jest niebagatelna. Więc warto znać. Klasyka i klasa sama w sobie. 


Recenzja opublikowana na portalu Sztuukater.

Komentarze