Aurora w mroku – Barbara Baraldi

ZBRODNIA W SENNEJ MIEŚCINIE

 

„Aurora w mroku”. No nie spodziewałem się wiele po tej książce, miałem tylko nadzieję, że nie będę się zbytnio męczył, a tymczasem okazało się, że to całkiem do rzeczy powieść. Nic wybitnego, ale jednak udało się autorce zaserwować nam całkiem przyjemnie napisaną lekturę z dreszczykiem, z nieźle skrojoną bohaterką i udaną akcją. Więc choć to thriller / kryminał (na dodatek współczesny thriller / kryminał), o dziwo jestem na tak i całkiem przyjemnie spędziłem ten czas poświęcony na „Aurorę”.

 

Aurora Scalviati to włoska policjantka zajmująca się profilowaniem przestępców, którą śmiało można nazwać kobietą po przejściach. Po tym, co niedawno stało się jej udziałem, kobieta zostaje przeniesiona do Spravary, spokojnej mieściny, gdzie nic nie powinno się dziać, a jednak… Kiedy Aurora tylko się zjawia, dochodzi tu do morderstwa. Ginie pewna mieszkanka okolicy, jej maż znika, a córka zostaje porwana przez zabójcę. Aurora musi więc zacząć działać, czas ucieka, a, jak szybko się okazuje, społeczność mieściny skrywa swoje tajemnice, do których nie chce wracać. Jakby tego było mało sama policjantka też ma swoje problemy, z którymi musi sobie radzić, by jakoś funkcjonować...

 

Jedna ze złotych zasad współczesnego kryminału mówi, że bohater powinien być złamany, z problemami, traumami i w ogóle. Niektórzy się wyłamują, ale ogólnie sięgając po wszelkiej maści dreszczowce czy opowieści kryminalne, dokładnie tego możemy się spodziewać i to prawie zawsze dostajemy. Nie inaczej jest tutaj, zresztą bohaterka skrojona jest jak wiele postaci w takiej literaturze, ale za to całe jej radzenie sobie ze swoimi problemami, metody, którymi osiąga cel i w ogóle wypada całkiem fajnie i ma w sobie pewien drobny powiew świeżości, a to docenić trzeba.

 

Doceniam też fakt, że powieść skupia się na temacie profilowania, a zatem i psychologicznej stronie opowieści. Nie powiem, żeby tak była jakoś szczególnie głęboka, nikt i nic nie pobije już chyba prozy Harrisa, który zgłębiając umysł szaleńców potrafił zrobić to tak, by wyjaśniając wszystko słownie, jednocześnie nie popaść w przesadę czy łopatologię. Miał też fajny zmysł co przedstawić dokładniej, a  co pozostawić pełne niedomówień, tak, jak to życiu przecież jest. Tu wszystko jest wyłożone dość prosto, ale na szczęście całkiem dobrze, autorka stara się zgłębić te aspekty i chociaż robi literaturę stricte rozrywkową i nie celuję w wyższa półkę – a więc i te wątki też w pewnym stopniu upraszcza, dostosowując do całej reszty – dba, by jednak zawodu nie było.

 

A rozrywkowa strona opowieści, czyli sama zagadka (choć ta akurat jakaś szczególna nie jest) i akcja, też dają radę. Jest tu klimat, czasem udaje się zbudować fajne napięcie, czasem pojawiają się sceny, które w pewnym stopniu wręcz się odczuwa. Tempo jest tu odpowiednie, doceniam to, że mamy też takie spokojniejsze momenty, gdzie możemy wczuć się we wszystko. Może to wszystko już było, bo książek o małej mieścinie, zbrodni i sekretach lokalnych jest na pęczki, ale jakoś tym razem udało się to nieźle uchwycić. Poza tym pisarsko też jest całkiem do rzeczy, poprawna robota, którą czyta się bez zgrzytania zębami, bez bólu, a przy okazji szybko i całkiem przyjemnie. Sięgnąć więc można, bo jak na współczesny thriller jest całkiem dobrze (choć mamy też obecnie i lepsze serie, jak choćby ta pisana przez Grahama Mastertona). Bardziej rozrywkowy, niż stricte psychologiczny, do poziomu zagłębienia się w ludzi, jaki prezentują np. książki Donny Tartt (że jeszcze dorzucę jedno nazwisko do tego wspomnianego już Harrisa), która w zasadzie też pisze thrillery, a jednak elementy gatunkowe służą jej za nośnik czegoś więcej, a nie cel sam w sobie – tu jest odwrotnie. Niemniej „Aurora w mroku” weszła mi całkiem przyzwoicie i nie żałuję sięgnięcia po nią. Lepsze to chociażby od prozy Alex Kavy, która, też opowiadając o profilarce, od dawna już nie pamięta czym w książkach powinna zajmować się jej bohaterka.

Komentarze