Elena: Niechciane dziecię – S. J. Grochal

(E)LENA

 

Dziwne to było spotkanie. Dziwne zderzenie z książką, którą łyka się w sumie na raz, bo cienkie to to i niewymagające. Dlaczego? Bo są tu elementy, które powinny sprawić, że ta książka mi się spodoba, są rzeczy, które powinny mnie kupić, bo lubię, ale tu nie zagrały, nie kupiły i zabrakło w tym wszystkim jakieś takiej mocy, siły i przede wszystkim talentu, by to wszystko udźwignąć i ponieść przed siebie.

 

Lena ma jedenaście lat i jest dzieckiem, jakich wiele. Nic nie wskazuje na to, by w jej życiu zaczęło się dziać coś dziwnego, ale do czasu, kiedy na babcinym strychu znajduje pewną pozytywkę i… I tu w jej życie wkracza Elena, postać tragiczna. Wkracza przeszłość, której nikt nie powinien rozgrzebywać. I zaczyna się…

 

Dobra, zacznijmy od tego, co mi tu właściwie nie gra. Sporo tego by było, gdybym miał wszystko wymienić, nie będę ukrywać – choć nie jest tak, że to książka w ogóle niezjadliwa, ale o tym dalej – ale wszystko sprowadza się w zasadzie do braku wprawy. A co za tym idzie mam wrażenie także, że braku właściwej kolekty. S. J. Grochal się stara, doceniam to, ale tu spotykam się z takim specyficznym tworem, który zdarza się rzadko. O co konkretnie chodzi? Może zacznę od tego, że czytając podobne współczesne rodzime dzieła, ciągle narzekam, że są pisane za prosto, że ich autorzy nie popróbują nawet budować zdań wielokrotnie złożonych i wyciągam inne tego typu zarzuty. Tu tymczasem Grochal stara się, by jednak było inaczej, by były zdania dłuższe, bardziej złożone, rozbudowane, ale nie panuje nad tym. Więc mimo tej złożoności – co też nieczęsto się zdarzającej – operuje przede wszystkim bardzo prostym stylem, a kiedy już stara się coś skomplikować, rozbudować, czuć nieporadność, jakiś dysonans się tam wkrada, chaos, czasem nawet nie brzmi to zbyt poprawnie – a na pewno nie za dobrze – językowo. A fakt, że korekta tego nie wychwyciła, choć aż bije to po oczach, świadczy niestety tylko o jej poziomie.

 

I to dobrze obrazuje, jaka jest ta książka, jako całość. Jest pomysł – klasyczny, by nie rzec sztampowy – są momenty, ale jako całość nie gra to za dobrze. Czasem jest dobrze, jakby autorowi (autorce?) dobrze się to wszystko pisało, czasem ciężko się przez to brnie, jakby Grochal dany fragment pisał (pisała?) z musu, bo fabularnie było trzeba, ale jednak pisać się tego nie chciało. I tak skokowo leci przed siebie ta książka. Czasem ma klimat, czasem dziwnie go nie ma, czasem jest ciekawie, to znów za chwilę dziwnie płaskie się to okazuje. Nie jest tak, że lektura to tragiczna, że nic wartego poznania tu nie ma, bo czytałem masę o niebo gorszych książek, ale brakuje mi tu czegoś, co by naprawdę było udane. Żeby to wszystko przeredagować, a może pokombinować z tymi momentami, które najwyraźniej topornie szły w pisaniu i ugryźć je od innej, bardziej interesującej dla samego twórcy strony, byłoby lepiej, ale jest jak jest.

 

Ostatecznie przeczytać można. Gatunkowo to moja bajka, więc i lepiej mi to podeszło, dlatego kto lubi horrory / thrillery z dawką tajemnic i sekretów, może sięgnąć, jeśli coś go ciekawi. Reszta jednak raczej nie znajdzie tu nic dla siebie. Ale mogę się mylić.

Komentarze