Vampyr (PC)


WĄPIERZ W LONDYNIE

 

„Vampyr”. Kolejna polska produkcja za mną. Chwila już minęła od kiedy ją skończyłem, ale w końcu przyszła pora by wystukać parę słów i… Po tym, jak „Gamedeck” nie powalił na kolana, „Vampyr” okazał się całkiem fajnym. To nie drugi „Vampire: The Masquerade – Bloodlines”, chociaż skojarzenia nasuwają się same przez to, że protagonistą jest tu wampir, a to w grach nieczęsty temat. To też nie ten poziom. A jednak mamy tu całkiem przyzwoite połączenie RPG-a z horrorem, które może i elementy roleplayingowe traktuje po macoszemu, niemniej dzięki postawieniu na akcję i klimat daje radę.

 

Akcja dzieje się w XX wieku w pustoszonym przez epidemię choroby wziętej za grypę hiszpankę. Głównym bohaterem gry jest Jonathan Reid, lekarz przemieniony w wampira, który jednocześnie stara się jakoś żyć, jako krwiopijca i pomagać ludziom, starając się przy tym wyjaśnić zagadkę zakażeń…

 

No i tak sobie biega po nocnym, słabo oświetlonym Londynie, próbując dostać się do kolejnych zablokowanych dzielnic, a po drodze albo unikając wrogów, albo z nimi walcząc (i wysysając, gdy brakuje krwi, a uda się ich ogłuszyć – albo wysysając złapane szczury, co kto woli). Tu trzeba pogadać, tam wykonać lek, to pokonać bossa. Rozgrywka jest lekka, szybka i niewymagająca. Pojawia się zadanie, idziesz tam, gdzie znacznik, robisz co trzeba – czasem nawet jest jakaś zagadka, jak coś otworzyć, gdzie przejść itp. – może czasem wykonasz jakąś poboczną aktywność. Tyle.

 

Co jest in minus? Grafika, jak te czasy i te wymagania nie robi takiego wrażenia, jak powinna. Za dużo jest też w tej grze zbędnego chodzenia – gdziekolwiek chcesz dotrzeć, musisz biec, nie ma szybkiej podróży, nie ma środków transportu, tylko bieganie, które zajmuje większość rozrywki. I ja tam w grach chodzić lubię, w „GTA V” może ze 2 razy skorzystałem z taksówki, wszędzie jeździłem sam, podobnie, jak większość podróży w poszczególnych grach „TES” odbywałem pieszo czy na koniu, w „Wieśkach” tak samo. Ale chodzi o to, że lubię też mieć wybór. Czasem nie mam dość czasu by bawić się w powolne docieranie do celu, wtedy chcę móc skorzystać z szybszej opcji, a tu brak. Brak też możliwości skakania… A przekombinowane i czasem nieczytelne możliwości przejścia do danej lokacji czasem potrafią drażnić.

 

Plusy? Klimat, szybka akcja i prostota, dzięki której można sobie pograć dla wyluzowania. Głównie wieczorami, bo ciemno na ekranie, ale o to właśnie chodzi. Co prawda można by bardziej zróżnicować plenery, ale nie narzekam, bo ja taki nastrój, jak tutaj akurat lubię. Walka idzie sprawnie, tropienie dzięki instynktowi rodem z „Wieśka”, „Batmanów Arkham” czy nowych „Tomb Riderów” wypada nieźle – ma w sobie coś z wizualnego podejścia rodem z „Quartier de la Madeleine” Vincenzo Nataliego z „Zakochanego Paryża” – a całość daje radę i dostarcza rozrywki na… ja to łyknąłem w 12 godzin, można dłużej, jak ktoś zechce wszystko zgłębić. Czy jest po co? Nie bardzo. Wybór dialogów i tak ostatecznie sprowadza się do jednej i tej samej konkluzji, a rozwijanie zdolności dla mnie nie miało sensu, i tak liczyła się siła broni, której używałem i odporność, więc tylko w nie inwestowałem cokolwiek, chociaż możliwości było sporo.

 

Podsumowując, śmiało można zagrać. Oczywiście kto takie klimaty lubi. Nie za pełną cenę, tego gra nie jest warta, ale jak traficie na promocji albo darmówkę, można dać jej szansę.

Komentarze