Na nowy krążek legendarna Pidżama
Porno kazała nam czekać równe piętnaście lat. Tyle właśnie minęło od wydania
niezłego „Bułgarskiego centrum” – płyty będącej czymś przejściowym między
klimatami Pidżamy i drugiego projektu jej frontmana, Krzysztofa ‘Grabaża’
Grabowskiego, Strachów na Lachy. Po „Sprzedawcy jutra”, bo taki tytuł nosi ten
album, nie oczekiwałem wiele, szczególnie po pierwszych udostępnionych
teledyskach. I też ze względu na fakt, że zarówno ostatnie płyty SnL („!To!”, „Przechodzień
o wschodzie”), jak i solowa „30” (z koszmarnie skatowanym przez Toma Horna
jednym z najlepszych kawałków Grabaża „Nikt tak pięknie nie mówił, że się boi
miłości”) nie za bardzo sprawdzały się jako całość. Niektóre kawałki były
udane, inne konsekwentnie pomijam przy odsłuchiwaniu, żeby się nie męczyć. I
tak też jest z nowym krążkiem, który ma parę świetnych utworów, ale na tym
niestety koniec.
Pidżama Porno zawsze była zespołem politycznie zaangażowanym i do tego wraca na tej płycie. Stare kawałki czasem były mocno dosłowne („Bal u senatora”), czasem bardziej poetyckie („Grudniowy blues o Bukareszcie”), najczęściej jednak Grabaż przełamywał je tekstami o życiu, miłości… Sprzedawca jutra niemal nie jest przełamany. Wręcz przeciwnie, płyta to manifest polityczny Grabowskiego, z którym w większości przypadków trudno się nie zgodzić, ale który aż bije po oczach dosłownością. Jedynie „Hokejowy zamek” ma w sobie coś do rozgryzienia (sprawdźcie sobie, co „zamek” oznacza w hokeju), ale i tak płyta jest prosta. Najlepiej wypada tutaj kawałek „Śmierć w widokiem na morze”, który można interpretować jako odskocznię od polityki – chociaż w drugą stronę też się da – i to na dodatek przesyconą emocjami.
Ale to jeden z chlubnych wyjątków. Inny podobny to świetne „Tu trzeba krzyczeć”, w którym pobrzmiewa stara dobra Pidżama. Dobrze wypada też „Nie kukizuj, miła” z wpadającym w ucho refrenem („Za sam ryj można zabić”) i „Suicide. Głos mówi do mnie”, choć tutaj pierwsze dźwięki rażą strasznie dużym podobieństwem do „Zanim pójdę” Happysad (plus do „Wściekłej Marioli”) – ten sam problem mam z „Wyjdzie na jaw, że to pic”, piosenką „interpolową” w swym brzmieniu, ale jeszcze mocniej brzmieniowo kojarzącą się z „Just Like Honey” The Jesus And Mary Chain. Mimo wtórności, całej płycie brakuje przede wszystkim dawnego pazura i tempa, ale nawet ballada „Mokry od Twoich łez” okazuje się niespełniona.
Tak czy inaczej jednak „Sprzedawcy jutra” da się słuchać. Bywa topornie, teledyski do utworów promujących płytę to niestety porażki, ale czasami wciąż czuć tu starą dobrą Pidżamę i choćby dlatego po płytkę mimo całego mojego sarkania sięgnąć warto. Co prawda to już nie Porno a co najwyżej Erotyk, ale jakieś drgnienia i uniesienia Grabaż wciąż potrafi wywołać. I wciąż ma teksty lepsze, niż 99% rodzimych i nie tylko artystów.

Komentarze
Prześlij komentarz