X-Men: Bitwa atomu - Brian Michael Bendis, Brian Wood, Jason Aaron, Stuart Immonen, Chris Bachalo, Frank Cho, David López, GiuseppeCamuncoli i Esad Ribic

BITWA DZIECI ATOMU


Jaki jest modelowy fan komiksu (przynajmniej na Zachodzie)? Taki, który regularnie kupuje swoje ulubione serie, bez wahania nabywa wszystkie eventy/crossovery i inwestuje pieniądze w pierwsze albumy nowych tytułów. W minionym już roku 2016 Egmont postarał się by nie zabrakło nam okazji do pokazania jakimi jesteśmy fanami. Stałe serie były kontynuowane, nowych także nie zabrakło, a na dodatek nakładem wydawnictwa pojawiły się trzy nowe eventy (plus wznowienie starego). Teraz nadszedł czas na ostatni z nich, może najmniej rozbudowany, ale za to jeden z lepszych. Opowieść o tym, jak starzy X-Men, przeniesieni do teraźniejszości, muszą ramię w ramię z obecnymi mutantami stawić czoła z zagrożeniu, które na siebie sprowadzili.


Po śmierci Charlesa Xaviera mutanci podzielili się na dwie frakcje. Jedna pod wodzą Wolverine’a i Kitty Pride, kontynuując tradycję szkoły dla młodych ludzi z mocami, stara się pokojowo współżyć z ludźmi, druga, której przewodzi Scott Summers (w towarzystwie Magneto) ma status grupy terrorystycznej, chociaż trudno odmówić ich argumentom racji. Chcąc przekonać Scotta do zmiany zdania pierwsza grupa sprowadza z przeszłości X-Menów, by sam młody Scott przypomniał swojemu starszemu wcieleniu własne ideały. Sytuacja jednak wymyka się spod kontroli, młodzi mutanci zostają w nowych dla siebie czasach i w tym momencie zaczyna się „Bitwa Atomu”.

Illyana Rasputin zagląda za kurtynę przyszłości, by przekonać się do czego doprowadzi obecna sytuacja, jednak to, co tam widzi, nie nastraja jej optymistycznie. Tymczasem młodzi X-Men pod wodzą Kitty Pride natrafiają na nowego mutanta. Spotkanie z nim zostaje przerwane przez atak Sentineli, a w trakcie walki Scott z przeszłości…umiera. Zanim udaje się przywrócić go do życia, coś się zmienia – Scott z teraźniejszości na chwilę znika. Czyżby doszło do katastrofalnego rozgałęzienia czasoprzestrzeni? Wniosek jest jeden: trzeba odesłać młodych mutantów z powrotem do przeszłości. Wtedy jednak przez kostkę czasu przybywa kolejna grupa, tym razem jest to wnuk Charlesa Xaviera wraz X-Menami z przyszłości, którzy przynoszą ostrzeżenie – jeśli młodzi nie wrócą do swoich czasów, dojdzie do niewyobrażalnej katastrofy. Główni zainteresowani chcą jednak za wszelką cenę sami decydować o swoim losie…

 

Kiedy Bendis zaczął pisanie „All New X–Men” przyświecał mu jeden cel – stworzyć historię, która nie odcinając się od brzemienia blisko pięćdziesięciu lat wydawania serii, pozostaje opowieścią przeznaczoną także dla nieobeznanych z tematem. By pogodzić ze sobą te dwie sprzeczne kwestie przeniósł X-Menów z przeszłości w czasy obecne. Tak samo zagubieni wśród wydarzeń, jak nowi czytelnicy, młodzi mutanci starali się odkryć zawiłości fabularne. Chwyt prosty, ale skuteczny. I dobrze rozwijany w dalszych tomach. Teraz jednak nadszedł czas by zabawić się nim na całego i wrzucić do tego worka jeszcze grupę z przyszłości. Co z tego wynika?


„Bitwa Atomu” to znakomita zabawa dla fanów serii stworzona z okazji 50-lecia jej publikacji, podsumowująca pewien etap – przynajmniej ten w życiu przeniesionego w czasie pierwszego składu drużyny. Wciąż nadaje się dla czytelników niezbyt znających temat (czyli dla polskich także, bo choć komiksy o mutantach ukazywały się u nas dość długi czas nadal znamy ich losy jedynie wyrywkowo), jednak prawdziwi miłośnicy będą się bawić najlepiej; to w końcu na nich czeka tutaj wiele smaczków, podkręcających zabawę. Bendis wraz z Jasonem Aaronem i Brianem Woodem (znakomitymi scenarzystami, dzięki którym album nie traci spójności) do maksimum wykorzystuje schemat znany z „X-Men: Days of Future Past”, powielając go, odwracając i bawić się nim na wszelkie możliwe sposoby. Sama fabuła także jest udana, ale o jej prawdziwej sile decydują właśnie drobiazgi – i konkretna, podlana dużą ilością humoru akcja.


Graficznie też jest bardzo dobrze. Wprawdzie najlepiej wypada Immonen, ale cała reszta (Cho, López, Bachalo, Camuncoli i Ribic) nie zawodzi. Rysunki są różnorodne, ale na swój sposób spójne. A przede wszystkim pasują do całości. Do tego dochodzi tradycyjnie świetne wydanie, uzupełnione o galerię (a w niej jedna z alternatywnych okładek w wykonaniu Milo Manary) i konkretna liczba stron (240) – w skrócie solidna komiksowa zabawa.


Na koniec warto wspomnieć jeszcze, że „Bitwa Atomu”, oprócz faktu celebrowania 50-lecia „X-Men”, ukazała się równo 20 lat po TM-Semicowym „X-Men: Pieśń Egzekutora”, pierwszym pełnym crossoverze wydanym w Polsce (choć wcześniej mieliśmy okazję poznać „FF: The Infinty War”). Przy okazji album mieści w sobie nie tylko kontynuacje serii wydawanych na naszym rynku w ramach „Marvel Now!” („All New X-Men”, „Uncanny X-Men”, „Wolverine i X-Men”), ale także i nieznaną wcześniej „X-Men”. Dla fanów mutantów absolutne must read.


Dlatego w ramach podsumowania mówię tylko: naprawdę warto. „Bitwa Atomu” to świetna komiksowa zabawa, rozrywkowa, to prawda, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Polecam zatem gorąco.


Komentarze