Redaktor Szwędak - Ryszard Dąbrowski


REDAKTOR WSZĘDAK


Przygody wścibskiego redaktora Szwędaka to chyba obok „Likwidatora” najbardziej znane dzieło Ryszarda Dąbrowskiego. Pamiętam jak shorty z jego przygodami czytałem jeszcze w „Produkcie” i publikacjach typu „Mister dowcip”. Jednakże dopiero zbiorcze wydanie jego wywiadów pozwala w pełni cieszyć się rozrywką jakiej dostarcza – rozrywką lepszą niż ma do zaoferowania opus magnum autora, czyli wspomniany już „Likwidator”.


Kurduplowaty, tłusty, łysy, szczerbaty, opryszczony, źle ogolony, oczy wyłupiaste, podkrążone, twarz owalna, szeroki, szczery uśmiech, schludny ubiór, czarna teczka, mikrofon i przesadny optymizm połączony ze wścibstwem, chamstwem i prostolinijnością to jego cechy rozpoznawcze. Szwęda się tu i tam, wszędzie zagląda, każdego zaczepia – nie ważne czy osobistość to znana, czy też nie. Ważne by była chętna na wywiad, a z tym jest trudno. Szwędak niemal za każdy razem kończy tak samo – z obitą gębą. Przy nim w końcu w szał wpaść może nawet najspokojniejszy człowiek. A kto staje się celem redaktora? Kobieta opalająca się topless na plaży, ksiądz, kosmici, znani politycy i celebryci, malarz Adolf Hitler (ofiara złego PR-u), islamscy terroryści, Neo z „Matrixa”, Likwidator, Kicia, Asterix i Obelix i wielu, wielu innych. I przez swoje wścibskie pytania, cudem uchodzi z życiem z większości tych spotkań. Ale w końcu, kiedy ktoś, nawet mimo krótkich nóżek, potrafi uciekać tak szybko, jak on, ma szansę na przetrwanie trudów swojego zawodu.

 

Co sprawia, że „Szwędak” jest lepszy od „Likwidaotra” czy właściwie wszystkich innych dzieł Dąbrowskiego („Zielonej gwardii” jednak nie bije)? Przede wszystkim to, że, choć wzorem pozostałych komiksów autora, jest cięty, ostry, wulgarny etc., jednocześnie nie jest tak naiwny i przesadzony jak pozostałe. „Kicia robi dym” nie miała właściwie żadnej fabuły, shorty tworzone dla „Nie” najczęściej były jakby celowo kontrowersyjne, skandalizujące dla samego skandalu (potwierdzając tylko płytkość przekonań i tez autora), „Likwidator” także nieraz zapominał o tym, czym być powinien i tracił ideologiczną spójność (że już o fabularnej nie wspomnę). „Szwędak” natomiast od początku do końca jest taki sam – wkurzający, ale i rozbrajający. I ma całkiem sporo racji w pytaniach, jakie zadaje różnym osobistością, choć i tu czasem wkradły się Dąbrowskiemu typowe dla niego rzeczy, które zaliczyłbym in minus.


Natomiast od strony graficznej, „Szwędak”, jak i pozostałe dzieła autora, przedstawia się naprawdę znakomicie. Brudna, cartoonowa kreska, bohaterowie o obfitych kształtach (i pisząc bohaterowie mam na myśli ogół, nie tylko kobiety i nie tylko postacie z nadmiarem kilogramów, ale to kolejna cecha charakterystyczna dla Dąbrowskiego) i przyjemny kolor, jaki pojawia się na części stron. Całość wypada więc bardzo dobrze – zarówno pod względem graficznym, fabularnym, jak i edytorskim. W końcu wydanie zbiera wszystkie epizody „Szwędaka” znane z poprzednich edycji w dobrze prezentującym się albumie. Miłośnicy twórczości ojca „Likwidatora” oraz fani ostrych, satyrycznych komiksów będą zadowoleni. Polecam.

Komentarze