Fistaszki zebrane 1983-1984 - Charles M. Schulz


WYBORNE FISTASZKI


Można je kochać, można nienawidzić, ale nie da się zaprzeczyć geniuszowi „Fistaszków”, które udowodniły, że coś tak prostego, jak humorystyczny pasek gazetowy, może być tworem absolutnie rewelacyjnym. Zabawnym, mądrym, odrobinę ciętym, piętnującym to, co w nas złe – po prostu satyrycznym, a zarazem na tyle lekkim by można było traktować go jako pozycję rozrywkową. Najnowszy, siedemnasty już tom, nie zwalnia tempa i trzyma poziom, dostarczając niesamowitych wrażeń.


Jak to zwykle w przypadku pasków do gazety bywa, trudno jest tutaj mówić o jakimś motywie przewodnim. Tym razem jednak więcej jest miłości, chociaż nie brakuje również baseballowych, muzycznych, czy skautowskich wrażeń. Oczywiście między innymi. Z jednej strony mamy związek Charliego z Pepermint Paty i Marcie, a ten oczywiście rozkwita i nabiera tempa, z drugiej Linus zmaga się z uczuciem Sally, a gdzieś między tym wszystkim zaiskrzy między parą ptasich skautów. Schroeder postanawia przestać być tak poważny, Charlie ponosi porażkę w sporcie, powraca Spike, brat Snoopy’ego, bohaterowie męczą się ze szkolnymi zdaniami (ach ta tabliczka mnożenia i gruszki!) i wiele, wiele więcej. To w końcu kolejne dwa lata z ich życia (umowne, ale jednak), zmieniają się pory roku, a wraz z nimi pojawiają się kolejne problemy. Śnieg czy słońce, deszcz czy wiatr, jedno jest pewne, z „Fistaszkami” nie można się nudzić!

 

Chyba nie da się już napisać o tej serii niczego oryginalnego. Przez 67 lat, jakie minęły od jej premiery (a warto nadmienić, że „Fistaszki” były publikowane nieprzerwanie dokładnie pół wieku, do chwili śmierci autora) powiedziano już bowiem wszystko. Ale są takie dzieła, a komiks Charlesa Schultza zdecydowanie do nich należy, o których mimo to wciąż chce się mówić. Bo zachwycają, bo poruszają, bo satysfakcjonują… Można by długo wymieniać, a premiera każdego kolejnego tomu zbiorczego wydania to doskonała okazja by przypomnieć czym jest to dzieło i co ma do zaoferowania.


A jest tego niemało. Każda strona tego tomu to 1-3 historie z sympatycznymi bohaterami w roli głównej, czasem łączą się w dłuższą fabułę, zachowując jednocześnie autonomiczność poszczególnych pasków, czasem są niezależnymi humoreskami. Jak wspominałem na początku, wszystkie doskonale sprawdzają się zarówno jako zabawny, niezobowiązujący komiks dla poprawy humoru, jak i trafny utwór satyryczny, skłaniający do myślenia. „Fistaszki” to przy okazji dzieło posiadające swój własny charakter, które, choć wywodzi się ze starszych pozycji, jak choćby „Kot Krejzol”, samo stało się wyznacznikiem dla kontynuatorów tradycji tej formy komiksowej. Znakomicie przy tym narysowane i przepięknie wydane, są pozycją, którą przeczytać powinien każdy – nie tylko miłośnicy komiksów, a także stanowią piękną ozdobę biblioteczki. Dlatego polecam ten tytuł bardzo, bardzo gorąco Waszej uwadze, bo te „Fistaszki” są wprost wyborne.

Komentarze