SZCZUREWNY
POWRACAJĄ
„Rat Queens” to seria, która
powinna mi się nie podobać. Humorystyczne fantasy? Wulgarne do tego i pełne
niewybrednych żartów? Litości. A jednak przygody szalonych dziewczyn, których
język jest równie ostry co miecze, zdołały mnie kupić i z chęcią sięgnąłem po
ich ciąg dalszy. Czy się zawiodłem? Absolutnie nie, bo cykl ten oferuje solidną
porcję dobrej zabawy wszystkim miłośnikom takich pozycji, jak „Lanfeust z Troy”
czy „Murciélago”.
Upojna noc po dobrej walce to coś,
co Szczurze Królowe wprost uwielbiają. Dziki, niezobowiązujący seks, duuuuużo
alkoholu, sporo innych używek… Należało
się, wygrały w końcu bitwę, która mogła zakończyć się ich śmiercią i ocaliły
miasto. Co prawda same sprowadziły na nie zagrożenie, ale znając ich
charakterki (i niechęć do tego miejsca), to cud, że zdecydowały się walczyć w
jego obronie. Docenia to nawet burmistrz Kane, który nie dość, że nie zamierza
wyrzucić ich z mieściny za ostatni wybryk (oderwanie z pomnika Daru Palisady
penisa – ten czyn akurat jest na rękę i jemu, i Koalicji Matek na Rzecz
Przyzwoitości), to chce je jeszcze zatrudnić. Do czego? Do obrony karawany
przed…. Ludźmi-grzybami. Dziewczyny przyjmują to zlecenie, jednocześnie, jak to
one, kłócąc się i spierając między sobą. To jednak zaledwie początku, bo w
Palisadzie zjawia się… mąż Delilah.
Tymczasem Sawyer zajmuje się
poszukiwaniami Bernardetty. Jemu i Loli udaje się znaleźć trop prowadzący do
zabójców z Czarnych Khali. Sawyer rusza go sprawdzić sam, znajduje kobietę,
jednak wszystko to okazuje się być zasadzką. Jakie są cele tajemniczego
osobnika? Do czego to wszystko doprowadzi? I czym jest N’Rygoth?
Jeśli powyższy opis brzmi poważnie,
a pewnie po części tak właśnie jest, to wybaczcie. Fabuła zresztą sama w sobie
jest dość typowa i wydaje się mało zabawna, ale jej poprowadzenie, bohaterki i
rzeczy, które je spotykają, już nie. Szczurewny klną, siekają wrogów, uprawiają
seks (najbardziej rozbrajająca i urocza z nich jest lesbijką) i zażywają różne
substancje, kłócąc się przy tym zajadle. A wszystko to robią z humorem i
charakterystycznym dla nich szaleństwem. Jest wulgarnie, jest ostro, jest też
krwawo, a akcji nie brakuje. Można rzec, że „Rat Queens” to stricte męska
rozrywka – i coś w tym oczywiście jest – ale pewnie nie jedna kobieta będzie
znakomicie się bawiła, czytając przygody czterech dziewczyn o niewyparzonych
buziach i ostrych charakterkach.
Szata graficzna? Udana, dość
realistyczna nawet jeśli jeden z autorów miewa problem z proporcjami (skąd te
grube uda na niektórych kadrach?!), brudna, ale pasująca do treści. „Rat
Queens” mają swój niezaprzeczalny urok, a całość czyta się naprawdę znakomicie.
Co prawda jest to tylko i wyłącznie niezobowiązująca rozrywka, ale naprawdę
dobrze wykonana. Miłośnicy lżejszych komiksów dla dorosłych, takich w sam raz
na odreagowanie po cięższym dniu, będą zadowoleni.
Komentarze
Prześlij komentarz