MOROZ
W SWOIM ŻYWIOLE
Od paru ładnych lat polski komiks
ma się naprawdę dobrze. Świadczy o tym nie tylko ilość rodzimych albumów
wydawanych przez najróżniejszych wydawców, ale również, a może przede
wszystkim, mnogość gatunków, w jakich poruszają się polscy twórcy. Czasem
wychodzi im to lepiej, czasem gorzej, w przypadku Mariusza Moroza nie jest ani
źle, ani genialnie. Fabularnie „Endorf”, podobnie jak „Przeklęta puszcza” to
niezła rzemieślnicza robota, graficznie też jest całkiem udany, choć design
postacie i kolor można by poprawić. Ale kto lubi historyczne klimaty, będzie
zadowolony.
Rok 1320, Saksonia. Młody Endorf
nie wiedzie najlepszego życia. Po tym, jak pomógł w porwaniu swojej siostry
przez kochającego ją mężczyznę – co skończyło się jej śmiercią – myśli tylko o
zemście. Kiedy więc nadarza się okazja, nie waha się ani chwili. Ranny, skazany
na niełaskę ojca zabitego, zostaje ocalony przez ludzi swego własnego rodzica. Niestety
los, który na niego czeka już wkrótce, nie jest wcale lepszy. Endorf ma wstąpić
do zakonu Maryi Panny i wyjechać do Prus. Wydarzenia, które zostają w tym
miejscu zapoczątkowane, prowadzą do nieuchronnej tragedii…
Sprawa z „Endorfem” jest prosta. Choć
autor sięga w nim do motywów ocierających się o fantasy i thriller, to przede
wszystkim komiks historyczny. Pełen akcji, walk i z przygodową nutą – w końcu
nie przypadkiem tak często się one z nim wiążą – niemniej historyczny właśnie. Dlatego
też spodoba się przede wszystkim miłośnikom takich właśnie opowieści, a
przeciwników nie przekona do zmiany zdania na ich temat. Moroz nie odkrywa tu
bowiem żadnego nowego lądu, nawet nowego terenu nie szuka, skupia się na dobrym
odtworzeniu tego, co sam lubi i robi to w niezłym stylu.
Fabuła, co trzeba docenić, nie jest
ciężka ani rozwlekła. Czyta się ją szybko i nawet przyjemnie – mówię to z perspektywy
człowieka, który za historycznymi dziełami, łagodnie powiedziawszy, nie
przepada – a dodatek przybliżający nam fakty nie razi podręcznikową
sterylnością. Najbardziej cieszy jednak szata graficzna. Świetnie rozrysowane
tła, plenery i budynki, dużo detali, niezłe operowanie cieniami… Jak pisałem na
wstępie, gorzej wypada design postaci, a w szczególności (na szczęście tylko
momentami) ich twarze, i kolor. Ten ostatni przypomina mi niewprawne
eksperymenty z komputerowym programem. Pozostawienie całości w czerni i biel
tudzież uproszczenie barw sprawdziłyby się lepiej, niż to co mamy obecnie.
Tak czy inaczej „Endorf” to niezły
komiks. Dla miłośników gatunku i wszystkich tych, którym podobała się „Przeklęta
puszcza”, ale nie zmienia to faktu, że całkiem się Morozowi udał – w końcu
autor jest tu w swoim żywiole. Nawet jeśli zabrakło w tym wszystkim czegoś
świeżego.
Komentarze
Prześlij komentarz