ŻYCIOWE
ROZTERKI
Czy można nie lubić historii z
bohaterami której czytelnik z łatwością się identyfikuje? Pewnie tak, ale
"Giant Days", obyczajowo-komediowa seria o trudach ostatnich dni
jeszcze nie dorosłego życia, do nich nie należy. Ten niepozorny tytuł bowiem,
choć - nie oszukujmy się - miewa czasem słabe momenty (a dokładniej chodzi mi m.in.
o starcie głównej bohaterki z jej największym wrogiem w bodajże drugim tomie),
potrafi urzec i wciągnąć w swój specyficzny świat. To samo czeka na Was w tym
tomie. Będzie zabawnie, będzie smutno, ale przede wszystkim będzie ciekawie.
Gotowi?
Wiosna, czas, kiedy przyroda budzi
się do życia i inne takie bla, bla, bla, a miłość rozkwita. Nie dla każdego. Susan
zerwała z McGrawem i jakoś próbuje otrząsnąć się po tym wydarzeniu, ale jak się
można spodziewać, nie jest lekko. I nie tylko jej. Esther i Daisy starają się
przetrwać ten pierwszy rok studiów, niemniej póki co wszystko układa się nie po
ich myśli. Ta pierwsza rozważa rzucenie szkoły, druga musi ogarnąć to, co się z
nią dzieje, ale na horyzoncie już czekają na nią zmiany. Czy na lepsze, czy na
gorsze i jak trwałe, to już będzie musiała odkryć sama. Ale na tym nie koniec
rzeczy, jakie czają się za rogiem na nasze bohaterki. Do ich życia wkracza
prawdziwa groza, a także sztuka. Filmowa. W skrócie: jak zwykle będzie się
działo.
A właściwie dzieje się cały czas.
Czasem akcja jest rzeczywista i bliska każdemu z nas, czasem mało prawdopodobna
i oderwana od ziemi (a jednak nawet wtedy udana i dostarczająca dobrej zabawy),
zawsze pełna humoru i szalonej nuty. Bohaterek „Giant Days” nie da się nie
lubić, trudno ich też nie rozumieć i nie utożsamiać się z nimi, a co za tym
idzie, trudno także nie wczuć w ich losy i problemy. Jest tu i romans, i nieco
horroru, i satyra, zdarza się też – choć akurat nie w tym tomie – nuta fantastyki,
polityka i właściwie wszystko, co Wam przyjdzie do głowy. Bo to życiowy komiks,
nawet jeśli czasem z tej ścieżki zbacza i szuka odświeżenia w innych gatunkach.
Wszystko to czyta się naprawdę
dobrze, bo poza rozrywką, „Wielkie dni” mają do zaoferowania całkiem sporo
głębi. Treść zaangażowana jest w kwestie społeczne, postacie mają całkiem
niezłą psychologię, mimo ich przerysowania, a scenarzysta umiejętnie w
obyczajową fabułę wplata najróżniejsze dziwne elementy. Całość czyta się
naprawdę dobrze, właściwie jednym tchem i, oczywiście, z ochotą na więcej.
Tym bardziej, że i szata graficzna
naprawdę jest udana. Prosta, cartoonowa i bardzo kolorowa, na pierwszy rzut oka
może kojarzyć się z komiksami dla dzieci, ale naprawdę pasuje do „Giant Days”. Dużo
w niej uroku, klimat też ma, a przede wszystkim znakomicie, w ekspresyjny
sposób oddaje mimikę bohaterów.
W skrócie: „Wielkie dni” to świetna
rzecz. Dobrze napisana, dobrze zilustrowana. Coś w sam raz dla młodych ludzi u
progu dorosłości i dorosłych wciąż pamiętających ten czas. Albo po prostu
wszystkich lubiących dobre komedie obyczajowe.
Komentarze
Prześlij komentarz