Giant Days #4: Przepraszam, że cię zawiodłam - John Allison, Max Sarin

ŻYCIOWE ROZTERKI


Czy można nie lubić historii z bohaterami której czytelnik z łatwością się identyfikuje? Pewnie tak, ale "Giant Days", obyczajowo-komediowa seria o trudach ostatnich dni jeszcze nie dorosłego życia, do nich nie należy. Ten niepozorny tytuł bowiem, choć - nie oszukujmy się - miewa czasem słabe momenty (a dokładniej chodzi mi m.in. o starcie głównej bohaterki z jej największym wrogiem w bodajże drugim tomie), potrafi urzec i wciągnąć w swój specyficzny świat. To samo czeka na Was w tym tomie. Będzie zabawnie, będzie smutno, ale przede wszystkim będzie ciekawie. Gotowi?


Wiosna, czas, kiedy przyroda budzi się do życia i inne takie bla, bla, bla, a miłość rozkwita. Nie dla każdego. Susan zerwała z McGrawem i jakoś próbuje otrząsnąć się po tym wydarzeniu, ale jak się można spodziewać, nie jest lekko. I nie tylko jej. Esther i Daisy starają się przetrwać ten pierwszy rok studiów, niemniej póki co wszystko układa się nie po ich myśli. Ta pierwsza rozważa rzucenie szkoły, druga musi ogarnąć to, co się z nią dzieje, ale na horyzoncie już czekają na nią zmiany. Czy na lepsze, czy na gorsze i jak trwałe, to już będzie musiała odkryć sama. Ale na tym nie koniec rzeczy, jakie czają się za rogiem na nasze bohaterki. Do ich życia wkracza prawdziwa groza, a także sztuka. Filmowa. W skrócie: jak zwykle będzie się działo.


A właściwie dzieje się cały czas. Czasem akcja jest rzeczywista i bliska każdemu z nas, czasem mało prawdopodobna i oderwana od ziemi (a jednak nawet wtedy udana i dostarczająca dobrej zabawy), zawsze pełna humoru i szalonej nuty. Bohaterek „Giant Days” nie da się nie lubić, trudno ich też nie rozumieć i nie utożsamiać się z nimi, a co za tym idzie, trudno także nie wczuć w ich losy i problemy. Jest tu i romans, i nieco horroru, i satyra, zdarza się też – choć akurat nie w tym tomie – nuta fantastyki, polityka i właściwie wszystko, co Wam przyjdzie do głowy. Bo to życiowy komiks, nawet jeśli czasem z tej ścieżki zbacza i szuka odświeżenia w innych gatunkach.


Wszystko to czyta się naprawdę dobrze, bo poza rozrywką, „Wielkie dni” mają do zaoferowania całkiem sporo głębi. Treść zaangażowana jest w kwestie społeczne, postacie mają całkiem niezłą psychologię, mimo ich przerysowania, a scenarzysta umiejętnie w obyczajową fabułę wplata najróżniejsze dziwne elementy. Całość czyta się naprawdę dobrze, właściwie jednym tchem i, oczywiście, z ochotą na więcej.


Tym bardziej, że i szata graficzna naprawdę jest udana. Prosta, cartoonowa i bardzo kolorowa, na pierwszy rzut oka może kojarzyć się z komiksami dla dzieci, ale naprawdę pasuje do „Giant Days”. Dużo w niej uroku, klimat też ma, a przede wszystkim znakomicie, w ekspresyjny sposób oddaje mimikę bohaterów.


W skrócie: „Wielkie dni” to świetna rzecz. Dobrze napisana, dobrze zilustrowana. Coś w sam raz dla młodych ludzi u progu dorosłości i dorosłych wciąż pamiętających ten czas. Albo po prostu wszystkich lubiących dobre komedie obyczajowe.

Komentarze