NA
SPACERZE Z TANIGUCHIM
Prostota zawsze jest najlepsza. Ta
znana wszystkim prawda, traktowana już od dawna jak frazes, znajduje odbicie w
tej właśnie mandze. Taniguchi stworzył w końcu wiele znakomitych dzieł, wiele
też do siebie podobnych, a jednak w "Idącym człowieku", opartym na
takim samym schemacie, jak jego manga o kulinariach „Samotny smakosz”, zbliża
się niemalże do perfekcji. Co za tym idzie, w ręce czytelników trafia tomik
ambitny, ale przede wszystkim dogłębnie poruszający, którym człowiek po prostu
chce się delektować.
Poznajcie jego. Mężczyznę w średnim
wieku, statecznego, spokojnego… Człowieka, który kocha spacerować i robi to w
każdej możliwej chwili. Świat woła go, gdy tylko wyjdzie z domu. Czy lato, czy
zima, czy słońce, czy deszcz, rusza w drogę, zagląda do miejsc, których
wcześniej nie odwiedzał, odkrywa uroki okolicy, poznaje ptaki, czasem w drodze
do pracy wysiądzie stację bliżej, czasem pomoże dzieciom zdjąć z drzewa
samolot… I zachwyca się każdą z takich chwil, odkrywając jak wiele świat ma do
zaoferowania.
Zacznę może od jedynego zarzutu,
jaki mam wobec tej mangi. Bo kto powiedział, że przysłowiowa łyżka dziegciu
musi być dodana do beczki miodu na samym końcu? Zatem co mnie nie kupiło? Nawet
nie użyłby tu tak mocnego słowa, rzecz w tym, że całość zrobiłaby na mnie
większe wrażenie, gdyby była zapisem jednego tylko spaceru bohatera po mieście,
a nie serią luźnych epizodów. Wkradła się w nie przez to pewna powtarzalność,
która jednak wcale nie jest do końca minusem – bohater lubi spacerować, robi
więc to ciągle i nie potrzeba tutaj umotywowania.
Przejdźmy zatem do konkretów.
Scenariusz całości, tak jak scenariusze poszczególnych rozdziałów, jest prosty.
Bohater podziwia i odkrywa otaczający go świat, czasem kogoś spotka, czasem
czegoś się dowie, a czasem zrobi coś dziecinnie głupiego – coś, co chciałby
zrobić każdy dorosły, by choć na chwilę wrócić do beztroskich lat i zerwać z
tym, co go wiąże. Jest w tym piękno zwyczajności, urok tego, obok czego zbyt
często przechodzimy obojętnie i prawdziwa poezja. Nominacja do nagrody Eisnera,
najważniejszego wyróżnienia amerykańskiej branży komiksowej, jest w tym wypadku
jak najbardziej zasłużona.
Ale przecież to nie fabuła, która
najczęściej prawie żadnej treści ani dialogów nie przedstawia, a rysunki są
tutaj najważniejsze. Taniguchi, posługując się precyzyjną, niemal techniczną
kreską, zapewne mocno posiłkowaną fotografiami, odmalowuje przed nami
fascynujące plenery. Miasto, bardziej zielone tereny, rzeka, rośliny,
zwierzęta, nocne światła… Wszystko to wygląda przepięknie i budzi autentyczne
emocje. Aż chciałoby się pójść w ślady bohatera.
Dodajcie do tego znakomite wydanie,
zachowujące wszystkie kolorowe strony i oferujące wiele dodatkowych historii, a
dostaniecie mangę, którą powinien przeczytać każdy. Nie tylko fan japońskich
komiksów czy historii obrazkowych. Bo nawet miłośnicy ambitnej literatury
znajdą tu coś dla siebie. polecam bardzo, bardzo gorąco.
Komentarze
Prześlij komentarz