KRZYK
CYKAD
„Gdy zapłaczą cykady” to seria
wyrosła na gruncie, który w jednych źródłach określa się mianem anime, w innych
zaś gry komputerowej. Oba stwierdzenia są w tym przypadku w pewnym stopniu prawdziwe
(o czym opowiem poniżej), ale ważniejsze jest tu coś innego. A mianowicie fakt,
że jak na adaptację, to zadziwiająco udana manga, którą czyta się z emocjami,
śmiechem i prawdziwą ciekawością. A że na dodatek każdy tom polskiej edycji
składa się z dwóch oryginalnych, zabawa jest nie tylko przednia, ale i szybko
się nie kończy.
Zanim jednak przejdę do szczegółów
stojących za kulisami tej opowieści, kilka słów na temat jej treści. A zatem jest
rok 58 Showa. Nastoletni Keiichi przeprowadza się do górskiej wioski Hinamizawy
(inspirowanej Shirakawą), gdzie zaprzyjaźnia się z kilkoma dziewczynami. Miło
spędza czas, bawią się, żartują, jedna nawet zdaje się czuć do niego coś więcej
– i kto wie czy nie z wzajemnością – ale ich sielankę przerywa przypadkowe
spotkanie fotografa-freelancera. To od niego chłopak słyszy o morderstwie,
które miało miejsce w tej okolicy – morderstwie wciąż jakże zagadkowym. Keiichi
postanawia przyjrzeć się sprawie z bliska i odkryć co właściwie dzieje się w
tym niemalże odciętym od świata miejscu…
A zatem czego właściwie adaptacją
jest seria „Gdy zapłaczą cykady”? Rzeczy bardzo specyficznej, a dokładniej
klasyfikowanej jako dōjin soft sound novel (bądź też dōjin soft visual novel),
co w skrócie oznacza specyficzny, występujący głównie w Japonii rodzaj gry
komputerowej, ale będącej bardziej interaktywną lekturą, pomieszaną z animeowanymi
wstawkami, niż typową grą. Produkcja ta doczekała się kilku kontynuacji, potem
wersji mangowej, po niej pojawiły się light novele, dwa sezony anime, kilka
OVA, powieści, kilka filmów a nawet serial. W skrócie: całkiem sporo rodzajów
mediów udało się twórcom podbić swoim produktem. Co sprawiło, że opowieść ta
tak dobrze się przyjęła?
Dokładnie ta sama rzecz, która
sprawia, że ludzie wciąż chcą sięgać po thrillery i kryminały, nawet jeśli
gatunek od wielu długich lat nie tyle zjada własny ogon, co się nim dławi. Twórcy
oparli „Cykady” na interesującej zagadce zbrodni i miejskich tajemnic, którą
rozwiązać musi na dodatek zwyczajny bohater – taki, z jakim każdy odbiorca,
najlepiej nastoletni, może się identyfikować. Tym bardziej, że ten otoczony
jest wianuszkiem ładnych, czasem też i obdarowanych przez naturę, dziewczyn.
Ale najważniejsza i tak zostaje
sama zagadka, a ta jest udana i zarazem dzięki niej na stronach zbudowany
zostaje dość ciekawy klimat. Sama akcja też jest interesująca, całość ma w sobie
sporo uroku i jeszcze więcej humoru, a choć na początku nic na to nie wskazuje,
z czasem przybywa też mroku. Widać to wyraźnie po szacie graficznej: rysunki są
dość proste, pozbawione nadmiaru czerni, ale wraz z kolejnymi rozdziałami
pojawia się w nich więcej elementów typowych dla thrillerów. Póki co nie ma tu
jeszcze jakiejś brutalności i mocnych scen, ale mam nadzieję, a wręcz liczę na
to, że jeszcze się pojawią.
Tak czy inaczej „Gdy zapłaczą
cykady” to udana opowieść, którą czyta się z dużą przyjemnością. Dobrze przy
tym wydana, w grubych tomach o powiększonym formacie, ładnie prezentuje się na
półce. Tak więc miłośnikom zagadkowych opowieści polecam, nie zawiodą się.
Komentarze
Prześlij komentarz