NOWY ROK, NOWE MIEJSCE, NOWE PROBLEMY
Kto nie lubi dobrych komedii
obyczajowych? Takich przedstawiających życie w krzywym zwierciadle, ale nie bez
goryczy ani tym bardziej nie bez refleksyjnej satyry? Tak, jacyś malkontenci
się znajdą, ale tym osobnikom już podziękujemy. A skoro już ich nie ma, śmiało
możemy powiedzieć, że chyba każdy, bo każdy lubi się pośmiać, a jeśli
jednocześnie może się z czymś identyfikować, to już trudno by nie przypadło mu
takie dzieło do gustu. I tak właśnie rzecz ma się z „Giant Days”, znakomitą
serią komediową traktującą o studenckim życiu i wkraczaniu w dorosłość.
Dla Esther, Susan i Daisy zaczyna się
nowy etap nauki – a dokładniej drugi rok studenckiego życia. Po tym, jak
straciły dawny akademik, trzy dziewczyny wprowadzają się do domku poza
kampusem. Miejsce to wydaje się być rajem, ale akurat w tym wypadku kluczowe
jest słowo „wydaje”. Obowiązki to jedno, wkrótce jednak dochodzi do włamania i
studentki tracą wszystko, co w ich dobytku cenne. Kto mógł się tego dopuścić? I
co jeszcze je czeka? Cokolwiek to będzie, na pewno nie będą miały łatwo, bo
trzeba wziąć się do roboty, odnaleźć w nowej sytuacji, poznać nowych ludzi i…
jakoś poradzić sobie z faktem, że Ed mieszka blisko. Zdecydowanie za blisko…
Pisałem to już nie raz, ale napiszę
znowu. „Giant Days” to nie tylko świetny komiks, ale i gotowy materiał na
doskonały serial komediowy, który szybko doczekałby się kultowego statusu.
Widownia uwielbia losy paczki kumpli (tudzież przyjaciółek, jak w tym
przypadku), widzowie kochają komiczne tragedie, spotykające bohaterów i
zmuszające ich do wygrzebywania się z nich w równie zabawny sposób, a przy
okazji chcą by było to realistyczne, absurdalne, wzruszające, ale
pozostawiające przede wszystkim dobry humor. I coś tam jeszcze kołaczące się po
zwojach naszych mózgów. I to właśnie dałoby przeniesienie przygód trzech
dziewczyn na mały ekran.
Ale to samo daje nam wersja
komiksowa, świetnie napisana i jakże znakomicie w swej cartoonowej prostocie
zilustrowana. Każdy zeszyt to oddzielna, zabawna opowiastka, gdzie mamy i akcję,
i pewne tajemnice, i całkiem sporo uczuć. Wszystkie jednak układają się w jedną
wielką, znakomitą całość, wątki więc przenikają się ze sobą i rozwijane są z
rozdziału na rozdział. Jeśli zaś chodzi o same postacie, skrojone zostały
naprawdę nieźle i wyraziście. Ich charaktery są co prawda cartoonowo
przerysowane, ale taka to estetyka. I nie, nie myślcie, że mi to przeszkadza,
lubię to, cenię i chętnie wracam do tych postaci (a wraz z nimi miejsc i
wydarzeń). Bo dziewczyn i otaczających ich facetów nie da się nie lubić. Mają
swoje dobre i złe strony, szalone myśli i słabości – i trudno w nich nie
znaleźć trochę siebie samego / samej.
W skrócie: po prostu kawał dobrej,
wyrazistej komedii obyczajowej. Nie tylko dla tych, którzy wkraczają właśnie w
dorosłe, samodzielne życie. Jak na tak zgrany temat, całość jest po prostu zadziwiająco
świetna i nawet jeśli myślicie, że za dużo widzieliście już takich historii,
sięgnijcie po „Giant Days”. Warto.
Komentarze
Prześlij komentarz