KOLEJNA WYPRAWA YAKARIEGO
„Yakari” nie jest może tak znany, jak
„Lucky Luke”, „Astriks” czy „Smerfy”, ale podobnie jak te tytuły jest
reprezentantem klasycznego humorystycznego komiksu europejskiego i oferuje
podobną do nich rozrywkę. I podobny poziom jakości, zarówno scenariusza, jak i
ilustracji. Komu więc podobają się wszystkie te jakże liczne opowieści dla
całej rodziny, które z humorem i solidną dawką przygód, bawią, pouczają i nie
pozwalają nudzić się ani przez chwilę, będzie zadowolony. Tym bardziej, że,
mimo upływu pól wieku, seria ta nadal jest atrakcyjna i aktualna, jak przed
laty.
Dla Siuksów nastał ciężki czas. Przedłużającą
się zima grozi im głodem, bo nie ma zwierząt, na które Indianie mogli by zapolować.
Przed Yakarmi czeka więc kolejne trudne zadanie. Prorocze sny pokazują mu
rozwiązanie problemu, ale nie da się go łatwo osiągnąć. Na chłopca i jego lud
czeka nowa wyprawa, która może odmienić ich los…
„Yakari” w Polsce po raz pierwszy
pojawił się w roku 1991, kiedy to nakładem wydawnictwa Korona ukazał się
pierwszy album serii, „Yakari i wielki orzeł”. I na tym się skończyło.
Przynajmniej na kilka długich lat, bo oficyna Podsiedlik-Raniowski i S-ka w
roku 2002 wznowiła tę część i wydała dwie kolejne, a dwa lata później dorzuciła
do tego czwarty tom. Od tamtego czasu jednak tylko widzowie, którzy zdecydowali
się na oglądanie serialu animowanego stworzonego na postawie komiksów, który
zresztą można obecnie w polskiej telewizji oglądać, mogli obcować z małym
Indianinem. Tak było jednak aż do teraz, bo właśnie Egmont wznowił pierwsze dwa
tomy serii, a na dodatek wszystko wskazuje na to, że pewnie doczekamy się
kompletu.
Póki co jednak cieszymy się
klasycznymi historiami, a cieszyć jest czym, bo jak wszystkie stare europejskie
serie humorystyczne, „Yakari” zapewnia świetną rozrywkę na znakomitym poziomie.
Już same jego ilustracje wpadają w oko. Cartoonowa, czysta kreska, sympatyczne
postacie, obłe kształty, uproszczenia, ale też i gęsto zarysowane kadry z
realistycznymi tłami, do tego uroczy kolor i sporo disnejowskich naleciałości.
Ogląda się to naprawdę z dużą przyjemnością, bo wiele w tym dynamiki, dobrze
budowanego klimatu i przede wszystkim mnóstwo talentu. Chyba nie ma czytelnika,
któremu takie ilustracje by się nie spodobały.
Ale świetny jest też scenariusz.
Owszem to typowa familijna robota, ale ponadczasowa i naprawdę znakomita. Taka,
która spodoba się nie tylko miłośnikom podobnych przygodowych historii
osadzonych w realiach Dzikiego Zachodu. Rzecz pod wieloma względami przypomina mi nieco film „Mój
brat niedźwiedź”, więc warto całość polecić tym młodym odbiorcom, którym
animacja się podobała. A przy okazji także wszystkim dorosłym, bo jeśli chcecie
dobrego komiksu na poprawę humoru i kilka sentymentalnych wspominek, „Yakari”
to rzecz jak znalazł.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz