Batman Metal #3: Mroczny wszechświat - Scott Snyder, James Tynion IV, Jeff Lemire, Grant Morrison, Joshua Williamson, Robert Venditti, Greg Capullo, Doug Mahnke, Bryan Hitch, Howard Porter, Liam Sharp, Tyler Kirkham, Mikel Janin, Ethan Van Sciver, Kevin Nowlan
TYTUŁ
ZOBOWIĄZUJE
Po bardzo dobrym pierwszym tomie
eventu „Batman: Metal” i tylko niezłym, bo złożonym z nierównych poziomem
tie-inów tomie drugim, nadszedł czas na finałową i zarazem najlepszą odsłonę
całej opowieści. Co jest w niej takiego dobrego? Z jednej strony mamy tu więcej
samego eventu, po drugiej w końcu dostajemy jego zakończenie i wreszcie po
trzecie (a zarazem najważniejsze), ekipa twórców, która powiększyła się o nowe,
wielkie nazwiska, stanęła naprawdę na wysokości zadania i świetnym stylu
zakończyła całą opowieść.
Ale po kolei. Najpierw kilka słów
przypomnienia o co w tym wszystkim chodzi i, oczywiście, co dzieje w tej
części. A zatem w uniwersum DC od zawsze istniało kilka dziwnych metali, z
którymi styczność miał Batman. Żaden z herosów nie miał pojęcia, że powiązane
są one z alternatywną mroczną rzeczywistością, która właściwie nie powinna
istnieć. W trakcie działań Człowieka Nietoperza, do naszego świata przedostał
się potężny Barbatos, a naszą Ziemię zalała fala upiornych wersji herosów.
Problem w tym, że ziemscy bohaterowie nie mieli z nimi najmniejszych szans i
wszystko zaczęło zmierzać do tragicznego końca…
W miejscu, w którym zaczyna się
akcja tego tomu, sytuacja wydaje się beznadziejna. Batman, który wydawał się
wiedzieć, co robi, został schwytany. Superman, najpotężniejszy heros mogący przeważyć
szalę zwycięstwa dołączył do niego. Pozostali bohaterowie starają się zebrać
metale, które mogą pomóc im w walce, ale czy mają jakąkolwiek szansę? I co
jeszcze wydarzy się, zanim uda się odzyskać spokój?
Chociaż komiksowe eventy są domeną
głównie wydawnictwa Marvel, to właśnie DC Comics wymyślił je jako pierwszy.
Rzecz w tym, że Marvel, wiedząc o planach konkurenta, ubiegł go publikując w
połowie lat 80. „Tajne wojny”, ale to już zupełnie inna historia. Z eventami DC
jest jednak zasadniczy problem. Co prawda wydawane są rzadko, a kiedy już,
zmieniają całe uniwersum na lata i nie są odwracane, ale rzadko ich jakość jest
powalająca. Właściwie na palcach jednej ręki mogę policzyć te naprawdę dobre i
jeszcze sporo mi owych palców zostanie, ale „Metal” mogę do nich zaliczyć. To co
prawda nie opowieść na miarę „Kryzysu tożsamości” czy „Flashpointu”, jednak na
szczęście to też nie porażka jak „Kryzys na nieskończonych Ziemiach”. Najbliżej
tej serii do „Nieskończonego kryzysu” i „Ostatniego kryzysu” – a to oznacza
jedno: że na czytelników czeka dobra rozrywka. Nieskomplikowana, niewymagająca
i – w odróżnieniu od tych dwóch opowieści – aż tak bardzo niezmieniająca uniwersum,
ale jednak udana.
Przede wszystkim jednak to rzecz
głównie dla fanów Batmana, mająca ukazać nam nieznane dotąd fakty na jego
temat. Tytuł w końcu zobowiązuje. Nie wyszło to do końca tak, jak pewnie
życzyliby sobie twórcy (a skoro o nich mowa, w tym tomie ekipę wspierają m.in.
Jeff Lemire czy Grant Morrison), ale i tak wyszło dobrze. „Batman: Metal” to po
prostu udany, epicki w swym rozmachu komiksowy event. Niekonieczny, ale wart
poznania. Bardzo przyjemnie dla oka zilustrowany (w szczególności w głównych
zeszytach), świetnie wydany, zadowoli miłośników Batmana i dc-owskich
crossoverów.
Komentarze
Prześlij komentarz