YIPPIE-KI-YAY,
CIASTKOJEDCO!
Wychowaliście się w latach 90. XX
wieku i zakochaliście się, tak jak miliony innych czytelników w postaci Lobo?
Żałowaliście, że w ostatnich latach DC najpierw zupełnie go odmieniło, a nawet
kiedy już powrócił ten stary, dobry rzeźnik i tak okazał się jedynie cieniem
dawnego siebie? Zapomnijcie o nim i sięgnijcie po „Nienawidzę baśniowa”, serię
tak cukierkowo kolorową, słodką i rzeźnicko krwawą, aż trudno uwierzyć, że nie
stworzył jej jakiś mangaka śliniący się na widok dziewczynek w szkolnych
mundurkach i bajkowych sukieneczkach. Nie, spokojnie, nie znajdziecie tu żadnej
erotyki w wykonaniu głównej bohaterki (zgorzkniałej baby uwięzionej w ciele
dziecka), ale za to czeka Was przeurocza, przesycona popkulturowymi elementami
masakra, którą pochłania się na raz z nieschodzącym z twarzy uśmiechem.
Gert chciałaby wydostać się z
Baśniowa, ale że nie może, cóż ma począć, jak nie bawić się w tym miejscu, jak
najlepiej? Dlatego postanawia wybrać się na Lochcon, wielką imprezę dla
bajkowych geeków. Chce tam spotkać się z Barbarzynką Gwag, postraszką
trzydziestu dwóch królestw i zwiastunką posikanych pludrów, której jest
miłośniczką. Oczywiście spotkanie psychofanki z idolką nie przebiega tak, jakby
sobie to nasza Gert wymarzyła. Co więcej na Lochconie pojawia się ona – kolejna
psychofanka. Z tym, że obiektem jej uwielbienia jest nie kto inny, jak Gert
właśnie, uważana przez nią za największą ciostkojedcę na świecie. Co z tego
wyniknie?
Skottie Young to autor przede
wszystkim kojarzony z alternatywnymi wariantami okładek do najróżniejszych
serii Marvela – wariantami utrzymanymi w cartoonowej stylistyce, którą japońscy
komiksiarze określają mianem chibi tudzież SD – Super Deformed. Zabawnymi,
prześmiewczymi, często satyrycznymi. I takie właśnie jest „Nienawidzę
baśniowa”, seria, która spodoba się zarówno miłośnikom wspomnianego już Lobo
(ale tego klasycznego, z czasów, kiedy jego przygody pisał Keith Giffen, bawiąc
się tym, jak daleko może posunąć się z przemocą i brakiem poszanowania
świętości i politycznej poprawności w głównym nurcie), ale też i wszystkim tym,
którzy polubili przygody „Deadpoola”.
„Nienawidzę baśniowa” to,
posługując się językiem tego komiksu, ciastolona opowieść w fuj pełna humoru,
akcji, flaków i obrzydliwej słodyczy. Urocza (z wyglądu) dziewczynka rzeza
napotkanych typków, wielkookie zwierzątka giną rozplaćkane w krwawą miazgę
futerka i flaczków, a baśniowe motywy zostają poplątane z popkulturowymi i
przepuszczone przez maszynkę do mięsa – i to bynajmniej daleką od czystości. To
co wychodzi z drugiej strony, to ociekająca krwią i zalatująca zepsutym
truchłem bajeczka dla dorosłych, gdzie nic nie kończy się szczęśliwie, ale
zanim nastąpi ostateczna tragedia, czeka dużo bólu, cierpienia, agonii, gnicia
za życia i tym podobnych przyjemności. Ale śmieszy nas to, bo to nie my musimy
to przeżywać.
I mnie to kupuje. Tym bardziej, że
całość została przeuroczo i w fuj cukierkowo zilustrowana i pokolorowana. Barwy
aż walą po oczach (uwaga, oglądanie całości może grozić cukrzycą, oczopląsem,
niekontrolowanym ślinieniem się i podobnymi dolegliwościami), podobnie jak
pozorna infantylność. Ale jest też w tym satyra, gdzieś tam na siłę możecie się
doszukać jakiegoś przesłania, ale przede wszystkim to świetna rozrywka, którą
gorąco polecam. W dobie wszędobylskiej poprawności politycznej takie dzieła to
dobra odtrutka na rzeczy, które zalewają nas ze wszystkich stron.
Haha takie serię są najlepsze. Ironiczna cukierkowosc i numery których nie powstydziłby się seryjny morderca.😂
OdpowiedzUsuńSuper recenzja.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie
https://www.czarownicaznatury.com