KOSMICZNA
WOJNA W STYLU KINA NOWEJ PRZYGODY
Wydawnictwo Zyk i S-ka co jakiś
czas raczy nas wznowieniami mniej lub bardziej klasycznych dzieł literatury
fantastycznej. Czasem są to książki rewelacyjne, czasem na kolana nie powalają,
zawsze jednak warte są poznania i wyrobienia sobie zdania na ich temat.
Najnowsza publikacja tego typu, pierwotnie wydana w 1987 roku space opera
„Wspomnij Phlebasa”, leży gdzieś pomiędzy. To w końcu niezła, przyzwoicie
napisana przygodowa lektura, pozbawiona większej głębi, ale dobrze sprawdzająca
się jako czysta rozrywka w kosmicznych klimatach.
Był sobie raz okręt fabryczny,
który, wiedząc, że już wkrótce zostanie zniszczony, postanowił zostawić coś po
sobie i zbudować statek. Statek nie był cudem techniki, złożony z fragmentów
przeróżnych jednostek bojowych, nie miał nawet nazwy, a jedynym w pełni
sprawnym jego elementem był niewykształcony Umysł. To właśnie w Umyśle okręt
pokładał oczekiwania i miał nadzieję, że statek zdoła go dostarczyć w jakieś
bezpieczne miejsce.
Główna część historii dzieje się w
trakcie wyniszczającej kosmos wojny między Idirianami a Kulturą – pomiędzy
wiarą a prawem do istnienia. Obie strony konfliktu pożądaj Umysłu, który
starają się odnaleźć i zdobyć. Problem w tym, że ten znajduje się na świecie Schar,
gdzie żadna z nich nie ma wstępu. W całą sprawę zmieszany zostaje
zmiennokształtny Horza, który może mieć szansę dostania się na planetę. Nie wie
jeszcze w jakie szalone i niebezpieczne przygody właśnie się wplątał i czym to
wszystko może się zakończyć…
„Wspomnij Phlebasa”, pierwsza część
dziewięciotomowego cyklu „Kultura”, to dziecko swoich czasów. Co prawda autor
pierwszą jej wersję napisał dużo wcześniej i dopiero pod koniec lat 80. XX
wieku przerobił na wersję, jaką możecie czytać teraz, jednak nie zmienia to
faktu, że mamy tu do czynienia z takim książkowym odpowiednikiem Kina Nowej
Przygody. Złożonym z klisz, zaludnionym prosto skrojonymi bohaterami –
swoistymi twardzielami, wrzuconymi w wir niezwykłych, spektakularnych wydarzeń.
Większej głębi tutaj nie ma, jest za to konkretna porcja dobrej rozrywki. Wcale
przy tym nie głupiej, o czym warto pamiętać.
Jest jednak pewna rzecz, której
brak odczułem w trakcie lektury dość wyraźnie. Ponieważ Kino Nowej Przygody (a
właściwie szeroko pojęte kino końca lat 80. i 90., bo akurat to określenie jest
tworem wymyślonym w Polsce) charakteryzowało się także nonszalancją i humorem,
wyraźnym nawet w poważnych tematycznie produkcjach, spodziewałem się, że to
samo dostanę i tutaj. Niestety, dowcip wypada akurat dość blado i poważnie. Na
szczęście cała reszta, łącznie z naprawdę przyjemnym w odbiorze stylem, który
dostarczył mi sporej pożywki dla wyobraźni, zrekompensowała ten brak.
W ostatecznym rozrachunku „Wspomnij
Phlebasa” to naprawdę dobra książka. Rzecz warta polecenia miłośnikom gatunku,
nawet jeśli tematyka kosmicznych wojen i space opary – podobnie jak mnie –
bardziej odrzuca, niż zachęca i mam nadzieję, że Zysk wznowi kolejne tomy.
Dziękuję wydawnictwu za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz