ALIENS ANNIVERSARY VIII
W ósmej części mojego cyklu
nadszedł czas na wspomnienie o zapomnianym już – choć absolutnie niesłusznie –
albumie „Superman / Aliens”. Dlaczego niesłusznie? Bo choć większość wszelkiej
maści crossoverów z Alienami i Predatroami była dennym odcinaniem kuponików, ta
opowieść, podobnie jak „Batman versus Predator”, który zapoczątkował wspólne
przygody kosmicznych łowców i bohaterów komiksów DC, absolutnie wart jest
poznania, zarówno przez fanów Obcych, jak i Człowieka ze Stali.
Kiedy na Ziemi rozbija się statek
pochodzący z Kryptonu, Superman odkrywa, że w kosmosie znajduje się ocalałe
miasto z jego rodzimej planety, które przemierzę przestrzeń na asteroidzie.
Wykorzystując pomoc Lexcorp, wyrusza tam wraz z Lois, którą pozostawia w
bezpiecznym miejscu: na stacji orbitalnej. Na asteroidzie odkrywa jedna coś,
czego by się nie spodziewał, plujących kwasem Obcych. Zainfekowany przez
jednego z nich, pozbawiony mocy, za sojusznika mając jedynie nastoletnią Karę,
zmuszony zostaje walczyć o przetrwanie jej i siebie. A także Lois, bowiem Obcy
dostał się i na stację i zaczyna polowanie...
Cóż mogę powiedzieć o tym album?
Nie jest to dzieło wielkie, ale trzeba rzez, że stały scenarzysta przygód
Człowieka ze Stali z lat 90. (a ostatnio także autor serii „Action Comics” z „Odrodzenia
DC”) Dan Jurgens, dał nam kawał dobrej rozrywki. A dokładniej 132 strony emocji,
pościgów i prawdziwej grozy – przynajmniej takiej, na jaką stać podobne
historie. Dodanie do tego solidnej dawki odwołań do przygód Supermana też robi
swoje, choć jednocześnie fabuła nie wymaga od nas znajomości żadnego szerszego
kontekstu.
A wszystko świetnie narysowane
przez Jurgensa i jeszcze lepiej pokryte tuszem przez Kevina Nowlana, znanego z pracy choćby przy „Greystock” Alana Moore'a.
Klimat panujący na stronach albumu jest duszny i mroczny, a podsycają go świetne
plansze, w których Nowlan w urzekający sposób operuje czernią i cieniem (aż
żal, że komiks nie powstał tylko w czerni i bieli, choć do koloru nie mam właściwie
żadnych zarzutów). Dodajcie do tego znakomity, wymowny finał i solidną dawkę zwrotów
akcji, a dostaniecie komiks, który wbrew pozorom warto gorąco polecić wszystkim
miłośnikom Supermana i Alienów. Mimo upływu lat robi duże wrażenie, większe niż
współczesne serie pokroju „Life and Death”, nawet jeśli TM-Semic by zmieścić się
w wyznaczonym limicie stron wycięło kilka plansz.
Komentarze
Prześlij komentarz