TYLKO
UPOŚLEDZONY MOŻE BYĆ BOHATEREM
Mark Millar, scenarzysta słynący z
tworzenia na wskroś brudnych bohaterów o najgorszych możliwych cechach, zmienia
front! Wreszcie jego autorski heros jest stricte dobry! Zaraz czy to na pewno
komiks tego pisarza? Tak. To gdzie jest myk? Właśnie…
Poznajcie Hucka, upośledzonego
wielkoluda, którego celem życia jest pomaganie innym. Od ratowania ludzi z wszelkiej
maści katastrof po zadania dnia codziennego, jak koszenie trawników. Gdy tylko
może komuś sprawić radość – sprawia ją. W niewielkim miasteczku znają go
wszyscy i wszyscy kryją jego sekret. Jednak czy długo można utrzymać w
tajemnicy supermoce?
Na początku muszę sprostować jedną
rzecz: chociaż Millar słynie z opowieściach o złych czy upadłych bohaterach,
„Huck” nie jest pierwszym dziełem odchodzącym od tego schematu. Wystarczy
wspomnieć zapomniane już nieco „Trouble”. Tu jednak dostajemy pierwszego
dobrego autorskiego superbohtera. Reszta jednak pozostaje taka sama. Bo wbrew pozorom
każdy komiks Millara traktuje o czynieniu dobra: nieważne, jak źli są jego
bohaterowie, jakiego nieludzkiego okrucieństwa się dopuszczają i do czego są
zdolni. Bo dobro, mimo wszystko, gdzieś tam jest. Dlatego jego zmiana frontu
jest w tym wypadku rzeczą nie tylko względną, ale i pozorną. Tym bardziej, że teza,
jaką można odczytać ze stron „Hucka” pozostaje niemniej kontrowersyjna od typowych
millarowskich pomysłów.
A jak jest to teza? Wszystko
ogranicza się tu w zasadzie do pytań: czy
tylko upośledzony może być bohaterem? czy jedynie człowiek nie do końca
rozwinięty psychicznie, społecznie niedostosowany Forrest Gump potrafi czynić
bezinteresowne dobro? I czy (pop)
kultura aż tak zniszczyła nas, jako ogół, by jedyną ostają wartości byli, ci
którzy w naszym mniemaniu zepchnięci są na margines? Jak Millar na nie
odpowiada i czy robi to, czy może jedynie skłania czytelników do myślenia, to
już musicie odkryć sami. A warto, bo album ten, jak i niemal wszystkie jego komiksy
robi duże wrażenie.
Owszem, samo założenie całej
opowieści nie jest szczególnie odkrywcze. Czytając „Supermana na wszystkie pory
roku” – choć duet Loeb/Sale nigdzie nie powiedział tego wprost – odnosiłem
wrażenie, że Superman jest upośledzony właśnie. Dziecko w ciele olbrzyma,
władające boską mocą i wręcz nerwicowym przywiązaniem do wpojonych reguł. Huck
jest taki sam. Co więcej, nawet graficznie pod każdym względem przypomina Supermana
w wykonaniu Sale’a. Zresztą rysunkowo ten zeszyt stoi na znakomitym poziomie,
zadziwiającym jak na Albuquerque’a, którego prosta kreska uzupełniona o świetny
kolor wpada w oko.
Ergo? Absolutnie warto. Millar po
raz kolejny pokazał co potrafi i zrobił to w rewelacyjnym stylu. Drugi „Kick
Ass” co prawda to to nie jest, ale i tak warto.
Komentarze
Prześlij komentarz