WYBIĆ
POTOMSTWO
„Lobo: Dzieciobójstwo” to album specyficzny, bo
niemal w całości stworzony przez ojca tej postaci, Keitha Giffena. I jak na
Giffena przystało, jest to album mocny, kontrowersyjny, bezkompromisowy,
niepokorny i szalony. A przy okazji wcale nie głupi, chociaż skupiony przede
wszystkim na jak najkrwawszej rozrywce.
Bękarty Lobo pod dowództwem jego córki Su,
postanawiają pozbyć się znienawidzonego ojca. W tym celu na Czarni tworzą bazę
wojskową, gdzie zwabiają go pod pretekstem działań wojennych, nieświadomi
jednak, że Czarnia należy teraz do bardzo krwiożerczej rasy kosmitów. Zaczyna
się 96-stronicowa masakra...
Cóż mogę o tym albumie powiedzieć, jeśli nie to, że
choć jest to przede wszystkim komiks rozrywkowy i brak mu większej dozy
wyższych wartości, to czyta się go świetnie. Keith Giffen, współtwórca Lobo, który na początku rysował jedynie tę postać, by potem zostać scenarzystą
jej największych przygód, tym razem sam zrobił scenariusz i rysunki, a całość
okrasił tak czarnym humorem i taką brutalnością, że stworzył historię naprawdę
dla dojrzałych czytelników. Historię, która bawi, śmieszy i szokuje, i o której
potem się pamięta.
Bo „Lobo: Dzieciobójstwo”, choć mniej
kontrowersyjny od „Lobo: Powraca”, gdzie Giffen sięgnął szczytów szokowania
(mordowanie aniołów, bogów, diabłów czy scena, gdzie nasz bohater wyciąga od
biednej sierotki ostatnie gorsze za wygrzebanie spod gruzów resztek ciała jej
matki, co robi z humorem i cynizmem), to komiks mocny. Nie dla każdego.
Historia ojca, któremu kibicujemy w coraz to wymyślniejszym mordowaniu jego
dzieci na pewno nie należy do uniwersalnych dzieł dla całej rodziny, chociaż
całość jest po prostu krwawą kreskówką, w której wszystko jest możliwe –
łącznie ze słoneczkiem patrzącym z nieba na rzeź.
Czyta się to jednak wyśmienicie. Brak hamulców
moralnych (chociaż słownictwo o dziwo jest łagodne), brak poprawności
politycznej, szybkie tempo, dużo humoru i wyśmienita szata graficzna. Aż
szkoda, że TM-Semic wydało ten album na kiepskim papierze i z nieszczególnie
udanym tłumaczeniem (dla nieznających angielskiego przydałoby się choćby
przypisy do niektórych onomatopei, bo te są równie zabawne, co wszelkiej maści
dowcipy zawarte w tekście).
Tak czy inaczej warto. Dla fanów Lobo i tych,
którzy lubią pośmiać się z najczarniejszego humoru to jedna z najlepszych
pozycji, po jakie można sięgnąć. A że seria ma jeszcze inne znakomite tytuły do
zaoferowania, cóż… Jest za czym grzebać na półkach ze starociami i
wyprzedażami.
Komentarze
Prześlij komentarz