Batman versus Predator - Dave Gibbons, Andy Kubert, Adam Kubert

STARCIE W GOTHAMSKIEJ DŻUNGLI


„Batman versus Predator”, który właśnie obchodzi swoje trzydzieste urodziny, to jeden z albumów, które znalazły się na TM-Semicowej liście dziesięciu najlepszych opowieści o Mrocznym Rycerzu wydanych w Polsce w latach 90. Sugeruje to, że mamy tu do czynienia z dziełem niezwykłym wyjątkowym i wybitnym, ale tak nie jest. To dobry komiks, nawet bardzo, głównie dzięki klimatowi, ale też bardzo pretekstowy, jeśli chodzi o fabułę. Chociaż dość dobrze oddający ducha zarówno opowieści o Batmanie, jak i Predatorze i bynajmniej nie rozczarowujący.


W Gotham City, w trakcie niesamowicie upalnego lata w brutalny sposób zostaje zamordowany mistrz bokserski. Morderca zabrał jego pas, a także głowę. Gdy giną kolejni bokserzy i gangsterzy, a broń napastnika okazuje się pochodzić z innego świata, do śledztwa włącza się Batman, który już wkrótce będzie musiał stanąć do walki z kosmicznym łowcą, Predatorem, nie mając jednak najmniejszych szans na zwycięstwo…


Jeśli sięgnięcie po ostatni wydany w Polsce numer „Batmana & Supermana”, znajdziecie w nim listę 10 najlepszych wydanych w naszym kraju komiksów o przygodach nietoperza. A na tej liście wiele pozycji, które trafiły tam trudno właściwie powiedzieć czemu. Weźmy taki crossover „Batman / Sędzia Dredd: Sąd nad Gotham”, pięknie narysowany, ale fabularnie mocno przeciętny i rozczarowujący, bo ograniczony do pretekstowo skrojonej treści, w której brak jakiejkolwiek głębi czy pomysłowości. I tego też w pewnym sensie brakuje pierwszej opowieści z serii „Batman versus Predator”, chociaż na szczęście jest ona o wiele lepsza od „Sądu”.


Oczywiście nie myślcie, że z powodu niewyszukanej fabuły jest to dzieło złe. Czyta się je dobrze i z przyjemnością, ma świetną akcję i napięcie, czuć tu nawet zagrożenie, bo jak na opowieść spoza kanonu przystało, zginąć może tutaj każdy. A ja osobiście lubię je i lubię do niego wracać. Problem w tym, że jak na coś tak kultowego i ubóstwianego, „Batman versus Predator” nie okazuje się niczym aż tak porywającym. We wspomnianej powyżej liście możecie przeczytać, że sequele nie dorastały temu albumowi do pięt, ale czytając pozostałe z nich pod względem fabularnym bawiłem się równie dobrze, co przy lekturze tego komiksu.


Za to niniejsza miniseria ma coś, czego nie mogą zaoferować Wam kontynuację: rewelacyjną szatę graficzną, która otworzyła drzwi kariery przed braćmi Kubertami. Świetne, dynamiczne i wyraziste ilustracje, a także rewelacyjny tradycyjnie nakładany kolor tworzą niesamowity klimat, który urzeka już od pierwszych kadrów. Szkoda, że polska edycja od TM-Semic zabiła ten efekt marnym wydaniem. Przekład kuleje – mam na półce oryginalne zbiorcze wydanie, więc miałem okazję przekonać się o jego poziomie – a kiepski papier i taka sama jakość druku sprawiają, że bogactwo zieleni i innych barw znika – zostaje bura, brązowawa paleta, która nijak ma się do tego, jak historia ta wygląda w oryginale (chyba, że to tylko w wydaniu, które w rękach miałem ja). Warto byłoby więc wznowić wszystkie części w jednym tomie tak, jak to zrobiono z cyklem „Batman Sędzia Dredd”, bo mimo iż to tylko rozrywka, to jest to rozrywka udana i warta poznania. A przy okazji ważna dla pewnego okresu opowieści obrazkowych, bo zapoczątkowała spotkania popularnych bohaterów amerykańskich komiksów z Alienami i Predatorami.

Komentarze