„TO”
ZABIJA DZIECIAKI
Dwie serie komiksowe od Non Stop Comics, których
nie powstydziłby się sam Stephen King – a dokładniej „Paper Girls” i „Odrodzenie”
– dobiegły niedawno końca. Wydawca jednak nie śpi i postanowił zapełnić tę lukę
kolejną pozycją, która wpasowuje się w ten schemat. „Coś zabija dzieciaki”, bo
o niej mowa, to cykl korzystający ze schematów takich opowieści, jak „To” i to
w całkiem udany sposób.
Coś zabija dzieciaki. W sennej amerykańskiej
mieścinie zaczynają znikać miejscowe dzieci. Po większości z nich nie zostaje
żaden ślad, kilku jednak udaje się wrócić, a opowieści, które ze sobą
przynoszą, mogą przerazić niejednego. Opowieści o istotach, które czają się w
mroku. Po co owe istoty to robią? I co tu się właściwie dzieje?
W tym miejscu na scenę wkracza ona, Erica
Slaughter, dziewczyna, która jako jedyna zdaje się rozumieć z jakim złem mierzy
się okolica. I jako jedyna także wydaje się być zdolna stawić mu czoła. Ale za
jaką cenę?
Nie jestem fanem scenariuszy Jamesa Tyniona IV. Owszem,
jego przygody Batmana czytało mi się całkiem przyjemnie, ale nadal była to zachowawcza
seria, poprawna, czysto rzemieślnicza i tworzona po najmniejszej linii oporu,
bo na podstawie sprawdzanych już schematów, wątków i postaci. Po „Coś zabija
dzieciaki” nie spodziewałem się więc wiele i na pewno nie dostałem żadnej
odkrywczej fabuły, ale za to całość okazała się bardzo udana, przyjemna,
nastrojowa i warta poznania. Szczególnie, gdy lubicie takie historie, jak
wspomniane przeze mnie na wstępie „To” Stephena Kinga, bardzo popularne w
ostatnich latach za sprawą całkiem niezłych ekranizacji.
„Bo Coś zabija dzieciaki” to seria, która mocno
czerpie z dokonań niezliczonej rzeszy mistrzów horroru, z Kingiem właśnie na
czele. Mała mieścina, młodzi bohaterowie, zło czające się w mroku, gdzie
dorośli zdają się go nie dostrzegać… Znacie, to prawda? Ale Tynion całkiem
sprawnie wykorzystał te motywy, dzięki czemu jego opowieść to nie tylko
powtórka z rozrywki, ale też i w pewnym stopniu sentymentalny hołd podobnym
opowieściom. Skalkulowany co prawda pod oczekiwania odbiorców, skoro podobne
dzieła zdobywają w ostatnich latach dużą popularność, ale jednak udany i wart
poznania. Nie przypadkiem zresztą rzecz zgarnęła nominację do nagrody Eisnera,
najważniejszego wyróżnienia komiksowej branży.
Czy zostałaby tak wyróżniona gdyby nie udana szata
graficzna Werthera Dell’Edera? Pewnie tak, ale ilustracje tego włoskiego artysty
znanego choćby z „Loveless” czy wielkiego przeboju z Italii, serii „Dylan Dog”,
choć proste, są bardzo nastrojowe i wpadają w oko. A że dobrze współgrają z
fabułą, razem tworzą kawał świetnej opowieści dla każdego miłośnika dobrych
horrorów. „Coś zabija dzieciaki” może nie starszy – ale pokażcie mi komiks,
który jest w stanie przestraszyć czytelnika – za to na pewno dostarcza dobrej, klimatycznej
rozrywki w sam raz na wakacje. Bo kiedy, poza końcówką października, jest
najlepszy czas na czytanie horrorów, jak nie pora tych dwóch wolnych od szkoły
letnich miesięcy?
Komentarze
Prześlij komentarz