JUMANJI
ODŚWIEŻONE
Kieron Gillen powraca z nową serią. Tym razem nie jest
to żadne superhero ani kolejny element starwarsowej układanki, ale nie odszedł
daleko od tych klimatów, bo serwuje nam kolejną pracę z gatunku szeroko
pojmowanej fantastyki. I chociaż „Die”, bo o nim mowa, nie jest dziełem
odkrywczym, zabawa jaką oferuje jest naprawdę dobra.
W roku 1991 dochodzi do niezwykłego wydarzenia – grupa
nastolatków grająca w RPG-a znika, wciągnięta do świata gry. Świata fantasy, w
którym będą musieli jakoś sobie poradzić. Dwa lata później powracają, ale nie w
komplecie, a co gorsza to wcale jeszcze nie koniec…
Mija ćwierć wieku. Wszyscy oni są już dorosłymi
ludźmi, którzy swoje mają za sobą. Życie ich nie oszczędzało, a teraz czeka ich
jeszcze powrót do świata gry. Dlaczego ich to spotyka? I co na nich czeka tym
razem?
Kieron Gillen nie jest zbyt odkrywczym scenarzystą,
o tym chyba nikogo nie trzeba przekonywać. Polscy czytelnicy dobrze kojarzą go
z różnych tytułów, od „Uncanny X-Men”, przez „Star Wars: Darth Vader”, po „The
Wicked + The Divine”. Miewa jednak przebłyski inwencji, to w końcu on m.in. współtworzył
postać doktor Aphry i dobrze potrafi odnaleźć się w różnych estetykach, choć najlepiej
pasuje mu chyba szeroko pojmowane fantastyka i ten właśnie gatunek reprezentuje
„Die”, gillenowska wariacja na temat znany m.in. z „Jumanji”.
Czy wyszło mu to lepiej, niż twórcom kinowych hitów
z tej serii (a także autorowi ich literackiego pierwowzoru)? Tego bym nie
powiedział, ale to dobry komiks, momentami nawet bardzo, a przy okazji mocno
sentymentalny. Gillen całość stworzył zainspirowany kreskówką „Dungeons &
Dragons”, a właściwie jej nienakręconym epizodem, gdzie bohaterowi wracają na
Ziemię. Sam jednak doskonale zdaje sobie sprawę, co jeszcze przypomina jego
seria, dlatego nazywa ją mianem „gotyckiego Jumanji” i to dobrze oddaje jej
charakter. Na rynku nie brak opowieści, gdzie bohaterowie z naszego świata
trafiają doi rzeczywistość gry (choćby „Odrodzona jako czarny charakter…”), ale
to właśnie „Die” najbardziej kojarzy się ze tym filmowym hitem, co o dziwo
wyszło serii na dobre.
Akcja jest udana, podobnie zresztą jak klimat. Fabuła
nie jest poprowadzona ani za szybko, ani za wolno, fantastycznych popisów
wyobraźni nie brakuje, a na dodatek mamy całkiem niezłe tło obyczajowe. I jedynie
rysunki mogłyby być lepsze, bo mocno bazujący na pracy komputera styl Stephanie
Hans to nie do końca moja bajka. Tak czy inaczej jednak „Die” polecam Waszej
uwadze. to dobra rozrywkowa opowieść – nie przypadkiem dostała się do finału
nagrody Hugo – przy której się nie znudzicie. A jeśli będzie Wam mało,
zajrzyjcie pod adres: http://diecomic.com/rpg/,
gdzie czeka na Was m.in. gra RPG oparta na „Die” właśnie.
Komentarze
Prześlij komentarz