SMOCZA
TAJEMNICA
„Smerfy” to jedna z tych komiksowych serii, których
nie trzeba nikomu polecać. Każdy, nawet jeśli nie czytał żądnej z przygód
małych niebieskich stworków, z pewnością je zna i miał z nimi jakiś kontakt.
Warto jednak polecać kolejne jej odsłony, bo o ile nikt nie ma wątpliwości, ze
klasykę Peyo absolutnie warto znać i mieć na swojej półce, to już w przypadku
kontynuatorów jego spuścizny może uważać inaczej. A niesłusznie, bo nawet jeśli
czasem zdarzają się słabsze tomy, to i tak „Smerfy” są dobrą rozrywką. I taką
jest też najnowszy jej tom.
Są na tym świecie rzeczy, które się filozofom nie
śniły. I są też rzeczy, które nawet tak odważne Smerfy, jak Osiłek potrafią wystraszyć,
jak nic nigdy w życiu. A co takiego może przerazić naszego jakże silnego
bohatera? Oczywiście tajemniczy potwór wyłaniający się z jeziora. Czym jest ta
ogromna bestia, która najprawdopodobniej z łatwością mogłaby zniszczyć wioskę naszych
niebieskich skrzatów? I jaki jest jej prawdziwy cel? Na Papę Smerfa i jego towarzyszy
czeka nie lada wyzwanie, kiedy okaże się, że będą musieli wybrać się do ludzi,
którzy tak bardzo zawsze unikają. Co jednak wyniknie z tej przygody? I czego nauczą
się Smerfy tym razem?
Każdy wie, jakie są Smerfy. Małe, niebieskie,
urocze… Czasem wykurzające, ale cóż, taki ich urok. Jest ich w końcu setka,
każdy jest inny, każdy reprezentuje inną naszą cechę czy zainteresowanie.
Fabuła, pełna przygód i niezwykłości, a także obowiązkowego humoru i
dydaktycznego wymiaru, zawsze koncentruje się wokół naszych bohaterów,
natomiast tak zwany czynnik ludzki rzadko jest na łamach serii ukazywany – poza
Gargamelem oczywiście. Ten tom jednak dość mocno eksponuje człowieka, jako
część świata małych niebieskich stworków, co stanowi pewne novum. Ale cała
reszta jest taka sama.
Warto jednak nadmienić, że ten tom to nie tyle
samodzielna opowieść, ile wariacja na temat legendy o Świętym Jerzym i smoku.
Nie pierwsza w świecie komiksu, że wspomnę tylko ciekawą reinterpretację ze świata
„Aliens”, gdzie smokiem był w rzeczywistości Obcy, ale udana, oferująca i
przygody, i humor, i magię, i wreszcie obowiązkowe przesłanie także. I są też rysunki. Klasyczne, cartoonowe, znakomite.
Na tym polu nowe komiksy nic się nie zmieniły. Nie poszły drogą filmów kinowych,
nie szukały uwspółcześnienia, nawet ich kolor pozostał tradycyjny, tak samo jak
metody wykonania, ale to właśnie Peyo robił to najlepiej. Dla oczu to wielka
przyjemność, trącająca sentymentalną nutę w sercach czytelników na Smerfach
wychowanych i intrygująca nowych odbiorców.
Dlatego też polecam gorąco. „Smerfy” tradycyjnie
nie zawodzą. A na przyszłość pozostaje mieć nadzieję, że oprócz kontynuowania
ich przygód Egmont pokusi się o więcej klasyki Peya, warto by nowe pokolenia
poznały te nieśmiertelne komiksy, które po dziś dzień pozostają rewelacyjnymi
historiami.
Ja natomiast dziękuję jeszcze wydawnictwu Egmont za
udostępnienie mi egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz