Dragon Ball Super #67: Happy Endings... And Then... – Akira Toriyama, Toyotarou

SZCZĘŚLIWE ZAKOŃCZENIA... A POTEM...

 

Po tym, jak skończył się animowany „Dargon Ball Super”, wielu miłośników serii zostało z uczuciem niedosytu, którego nie zmniejszył ani kinowy hit „Broly”, ani serial reklamujący grę „Super Dragon Ball Heroes”. Na szczęście manga, zamiast skończyć się w tym samym miejscu, trwa nadal – i to dzięki twórcy „Smoczych kul”, Akirze Toriyamie. W poprzednim jej odcinku zwieńczona została „Saga więźnia Galaktycznego Patrolu”, która była z nami obecna od dziewiątego tomu (a trwała do połowy tomu piętnastego), a która bezpośrednio kontynuowała wydarzenia znane z filmu „Broly”. Toriyama jednak nie złożył po niej broni i od razu zabiera się za ciąg dalszy. A w nasze ręce trafia saga zatytułowana „Ocalały Granolla”. I chociaż po tym rozdziale trudno jest powiedzieć coś konkretnego, zabawa jak zwykle jest udana i cieszę się, że „Dragon Ball” trwa nadal.

 

Moro został pokonany przez Gokū. Ziemia została ocalona, bohaterowie świętują. Ale czy to koniec kłopotów? Bynajmniej! Pojawiają się bowiem wątpliwości co do losu 73. Co teraz czeka naszych bohaterów? Kim jest Granola? I czy dowiemy się w końcu jakie sprawy wezwały Piwusa i Champę?

 

Ten rozdział serii „Dragon Ball Super” to taka przejściowa historia między jedną sagą, a drugą. Dopina więc wszystko na ostatni guzik i szykuje grunt pod nowe wydarzenia. A te, jak to w „DB”, nie zamierzają snuć się powoli i leniwie. Owszem, w dawnych tomach serii nie brakowało spokojniejszych i bardziej rozwleczonych momentów, pełnych dialogów itd., ale w nowych czasach seria nieco zmieniła ton. Co prawda w „Sadze więźnia Galaktycznego Patrolu” Toriyama, nie musząc już ograniczać się do odtwarzania tego, co już sam albo inni wymyślili na potrzeby filmów i serialu, wrócił bardziej na dawne tory, ale i tak rozdziały są dłuższe, niż kiedyś, a całość bardziej zagęszczona pod różnymi względami.

 


Szczególnie graficznymi. Kadrów na stronach jest więcej, detale są bardziej złożone, a dynamika i pewne elementy tła bardziej dopracowane. Ale odpowiedzialny za grafiki Toyotarou, niegdyś fan „DB”, który próbował swoich sił rysując fanowską wersję kontynuacji „DB GT” – „DB AF” – zachowuje charakter prac Toriyamy i zapewnia miłośnikom cyklu jakość, na jaką liczą.

 

W skrócie: warto. Znów warto. Nadal warto. Jakkolwiek nie podchodzić by do tematu, kolejna saga „Dragon Balla Super” zapowiada się ciekawie i zmierza w kierunku, na jaki liczyłem – a przy okazji serwuje wiele znakomitych, komicznych scen (kara dla Piwusa, sporo Jaco – poznajemy jego nazwisko! – itd.). Szkoda tylko, że polskie wydanie mangi ukazuje się tak rzadko i wciąż przezywane są premiery kolejnych tomów. Na szczęście strona wydawnictwa Shueisha możemy na bieżąco czytać kolejne rozdziały i to w jeżyku angielskim.

Komentarze