Phoenix – Zmartwychwstanie: Powrót Jean Grey - Matthew Rosenberg, Joe Bennett, Carlos Pacheco, Ramon Rosanas, Leinil Francis Yu

(STARA) JEAN GREY POWRACA ZZA GROBU 

Mroczna Phoenix i Jean Grey stanowią nie tylko jedną z najbardziej rozpoznawalnych komiksowych par, ale przede wszystkim jeden z najważniejszych i najsłynniejszych (jeśli nie najważniejszy i najsłynniejszy) z xmenowych motywów. Ta pierwsza jest kosmiczną mocą, której niemal nic nie umie się przeciwstawić. Ta druga to jej nosicielka, która przez nią straciła życie. A potem powracała raz za razem, by znów ginąć, wracać jako klon, a ostatnio – w Marvel Now – jako własna wersja z przeszłości. Ostatni jednak raz prawdziwa dorosła i żywa Jean Grey gościła na stronach przygód mutantów w 2004 roku w pisanych przez Morrisona New X-Men, a teraz powraca. i robi to w dobrym stylu, chociaż ten mini event Phoenix: Zmartwychwstanie – Powrót Jean Grey nie jest do końca spełniony.

 

Hudson, Nowy Jork. Dwójka nastolatków znajduje zakrwawioną dziewczynę, która wygląda na martwą, ale nagle wraca… do życia? Być może. Nim to się jednak może wyjaśnić, na miejscu pojawia się druga dziewczyna – rudowłosa i potrafiąca latać. Dwie godziny później na miejscu zdarzenia zjawiają się też X-Men, żeby zbadać sprawę. Jak się okazuje, dzieci, krwawiące choć pozbawione urazów, znaleziono w stanie katatonii, unoszące się nad ziemią. Nie mają w sobie mutancich zdolności, ale na miejscu Cerebro wyczuło moc, jakiej nie było nigdy wcześniej. Moc, która w dziwny sposób wpływa na Rachel. Kiedy udaje się odnaleźć trzy tropy w różnych częściach świata, X-Men dzielą się na drużyny, które mają je zbadać, nieświadomi tego, co czeka ich na miejscu… Czyżby Jean Grey wróciła? Wszystko na to wskazuje. Ale jak to możliwe? I co ze sobą niesie?

 


Phoenix: Zmartwychwstanie – Powrót Jean Grey to znakomity komiks. Tak przynajmniej jest na początku. Tajemnicze wydarzenia, śledztwo, Jean wiodąca normalne życie w miejscu, które wcale takim normalnym nie jest, oniryczna nuta, dobra akcja… Po pierwszych zeszytach, które łyka się dosłownie na raz, miłośnicy mutantów z pewnością będą zachwyceni. Tym bardziej, że mogło wyjść beznadziejnie, bo Dark Phoenix Saga to nie tylko najlepszy komiks o X-Men, ale też i jeden z najlepszych w historii – dorównać mu więc nie sposób. Do tego ożywianie Jean Grey nie wydawało się zbyt dobrym posunięciem. Owszem, chciałem tego od lat, to w końcu jedna z moich ulubionych bohaterek, ale przecież jej sława, podobnie jak Gwen Stacy, w dużej mierze wynika właśnie z tego, że nie żyje. Na szczęście, przynajmniej póki co, twórcy nie zepsuli opowieści, a ta trzyma poziom lepszy niż większość poprzednich historii z powrotem Jean. Ale połowa albumu to kawał udanej rozrywki, która pobudza ciekawość i wciąga, a na dodatek rozwiązywana przez mutantów zagadka klimatem przypomina te, jakie widywaliśmy w serialu Z archiwum X.

 


Potem jednak opowieść zaczyna się nieco sypać. Wątki sprawiają wrażenie na szybko poprowadzonych i nie zawsze pomyślanych, a czasem wręcz rozgrzebanych i zostawionych bez należącego się im rozwinięcia. Jean oczywiście wraca zza grobu – taki już urok ­X-Men z okresu po Tajnych wojnach; w końcu niedawno przywrócono już Xaviera – ale niewiele z tego na razie wynika. Brak tu wielkiego bum, a chociaż wracają z nią też inni… Cóż… Twórca komiksu postanowił zażartować sobie z czytelników i marvelowskiego ciągłego przywracania i uśmiercania bohaterów, jednak wcale mu to nie wyszło. Zamiast obśmiać schemat, sam go powielił, kondensując na dodatek do takiej formy, że kończy się, nim zdoła zadziałać na czytelnika, a na dodatek ów koniec do szczególnie logicznych nie należy.

 

Jednak mimo tych błędów, Phoenix: Zmartwychwstanie – Powrót Jean Grey to dobry komiks. Momentami nawet bardzo. Ma swój klimat, potrafi zaskoczyć i dostarcza dobrej, widowiskowej rozrywki. Świetnie narysowany (najlepiej wypadają grafiki Yu), mimo iż nie do końca spełniony, zadowoli każdego miłośnika marvelowskich mutantów. I otwiera przed nami kolejny ważny rozdział w losach X-Men, a zarazem furtkę na kolejne ciekawe opowieści.


Recenzja po raz pierwszy pojawiła się na portalu Planeta Marvel.

Komentarze