Dragon Ball Super #70: The Universe's Greatest Warrior – Akira Toriyama, Toyotarou

NAJPOTĘŻNIEJSZY WOJOWNIK WE WSZECHŚWIECIE

 

W ostatnim czasie znów, kolokwialnie mówiąc, mam wielką fazę na „Dragon Balla”. Wszystko przez to, że nowa saga, poświęcona Granoli, kupiła mnie bardziej, niż poprzedzające ją dokonania duetu Toriyama / Toyotarou. Bo chociaż opowieść jest przewidywalna, bawię się przy niej naprawdę dobrze i momentami znów czuję jak ten dzieciak, który lata temu jeszcze na RTL7 śledził przygody Songo i z niecierpliwością czekał na kolejne tomy wydawane przez JPF w dwutygodniowym (choć niestety pełnym opóźnień) trybie. I ten najnowszy odcinek „Dragon Balla Super” potwierdza tylko, że nadal cykl warty jest śledzenia.

 

Granola zebrał kule i wypowiedział swoje życzenie, ale niestety, smok nie może uczynić go najpotężniejszym wojownikiem we wszechświecie, bo nie jest w stanie nadać mu siły, jaka przerasta jego własne możliwości. Jest jednak pewien sposób, by osiągnąć skutek zbliżony do zamierzonego. Granola nie waha się długo. Teraz pozostaje tylko odnaleźć Frizera i dokonać zemsty, ale jak ma to zrobić?

Tymczasem Vegeta szkoli się pod okiem Piwusa, by osiągnąć moc niszczenia, jaką posiada tylko Bóg Zniszczenia. Wkrótce jednak on i Gokü dowiadują się, że gdzieś w kosmosie narodził się właśnie najpotężniejszy z wojowników. Co to będzie dla nich znaczyło? Co takiego zrobił Granola, by osiągnąć tę moc? I co będzie dalej?

 


„Dragon Ball” nie jest może najlepszą mangą, jaką czytałem, ale najważniejszą już tak. Potwierdza to też fakt, że chociaż MangaPlus ma do zaoferowania całe mnóstwo bezpłatnych, legalnych mang, aktualizowanych na bieżąco śledzę tam, jedynie „Smocze Kule”, a co więcej na kolejne epizody czekam z niecierpliwością. Nie taką, z jaką czekałem na odcinki anime czy tomy mangi, kiedy miałem te kilkanaście lat, ale nadal. Ba, ostatnio po latach znów porwałem się na przeczytanie całego „DB” i chociaż recenzenckie obowiązki nie sprzyjają czytaniu po raz kolejnych jakichkolwiek serii czy pojedynczych tytułów nawet, gdy piszę to słowa jestem już po 42 tomach głównej serii, tomiku poświęconym „Jaco”, dwóch anime comicsach i kończę właśnie trzeci tom serii „Super”. A wszystko dlatego, że nowe rozdziały serii tak mnie wciągnęły i bawią.

 


Ale dość tej prywaty, pora przyjrzeć się nowemu rozdziałowi „Sagi Granoli”. A ten, jak zawsze, jest udany. To właściwie po prostu jeszcze jedna porcja, dynamicznej zabawy, gdzie nie brak miejsca na humor, za który tak kocham mangi Toriyamy, jak i spokojniejsze, bardziej skupione na fantastycznej stronie wykreowanego przez niego świata momenty, ale utrzymanej na naprawdę dobrym poziomie. Dzięki temu na nudę nie ma tu miejsca, czytelnik bawi się doskonale, a całość wciąga i pozostawia po sobie tradycyjne odczucie niedosytu.

 

I tradycyjnie oczy cieszą się ilustracjami. Toyotarou stara się, jak może by jego prace przypominały dawne komiksy Toriyamy, i dobrze mu to wychodzi. Ma jednak swój własny, bardziej złożony i dopracowany w detalach styl i operuje sporą ilością – przynajmniej jak na „Dragon Balla” – rastrów. Dzięki temu wpada to wszystko w oko, a co ważniejsze pasuje do tego, do czego przywykliśmy i co pokochaliśmy. Niezmiennie więc polecam „Dragon Ball Super” i zachęcam do czytania serii na bieżąco. Wciąż to jeden z najlepszych bitewniaków, jakie powstały i stanowi niemal idealny przykład reprezentanta swojego gatunku.

Komentarze