Gdyby spróbować najprościej podsumować ten komiks,
najlepiej chyba sprawdziłaby się maksyma: „Mowa jest srebrem, a milczenie złotem”.
Shaun Tan nie potrzebował bowiem nawet jednego słowa, żeby swoim „Przybyszem”
pokazać maestrię talentu, jakim został obdarzony, i zachwycać nas każdą stroną
i każdym kadrem. I chociaż to historia oparta przede wszystkim na ilustracjach
i popisach wyobraźni, „Przybysza” warto polecić każdemu miłośnikowi opowieści
graficznych.
Bohaterem jest tutaj tytułowy Przybysz, młody
mężczyzna, którego los popycha w podróż. Przybysz porzuca swój kraj i bliskich
na rzecz tułaczego losu w obcym kraju. A właściwie można by rzec, że w obcym
świecie. To bowiem, co na niego czeka, przekracza dalece dotychczasowe
pojmowanie rzeczywistości…
Obcy świat, do jakiego trafia bohater to świat
znajdujący się na skrzyżowaniu tak wielu nawiązań i inspiracji, że aż trudno
wszystkie je zliczyć. Tu krzyżują się ścieżki filmów Lyncha, ekspresjonistycznego
kina niemieckiego z początków XX wieku i oczywiście autentycznych opowieści,
anegdot z życia emigrantów. W nowym świecie Przybysz spotyka cuda, o jakich nie
śnił, ale też i lęki – zarówno te nowe, jak i doskonale mu znane. Inna kultura,
inna mentalność i inna rzeczywistość podkreślona zostaje olbrzymią porcją
realizmu magicznego i czystą fantastyką, która fantastyką zarazem w ogóle nie
jest. Świat, jaki odkrywamy wraz z bohaterem, to świat, jaki w swoich filmach
ukazywał Fritz Lang. A właściwie jaki mógłby ukazać w pełni dopiero w czasach
obecnych, kiedy nie krępowałyby go więzy ograniczeń technicznych. Świat
przesycony artyzmem i symboliką. Podobnie jest z samym bohaterem, który jakże
zagubiony, ale i oczarowany, staje się po trosze Józefem K., kiedy to wpada
zaraz po przybyciu w tygiel biurokratycznej maszyny, a po trosze każdym z nas –
tak łatwo bowiem być nim i w nim się odnaleźć, kiedy tylko choćby zabłądzimy do
obcego miasta.
Strona graficzna tej milczącej opowieści to
absolutne arcydzieło, bo to ona a nie fabuła buduje wszystko to, co napisałem
powyżej. Shaun Tan pracował nad nią cztery lata, ale żadna chwila, żadna
najdrobniejsza sekunda, nie była sekundą straconą. Hiperrealizm to za małe
określenie, by oddać fotograficzne uchwycenie szczegółów utrwalonych na
stronach. Perfekcyjnie ukazany świat, perfekcyjnie oddane postacie, ba!, tu
nawet światło jest światłem bez konieczności uciekania się do komputerowych
tricków. To w końcu tylko ołówek i stylizacja sepii, a oszałamia. „World
Fantasy Award”, „Locus” i wiele innych wyróżnień, jakie zdobył „Przybysz”, zdobył
absolutnie zasłużenie.
Wisienką na tym torcie, kropką nad „i”, staje się wspaniałe wydanie przypominające stary, zapomniany album, który z zachwytem, jak skarb, odkrywa się po latach. Wszystko to składa się na rewelacyjny komiks. Dzieło z najwyższej graficznej półki i całkiem udany twór, jako opowieść fabularna, snuta bez słów.
Komentarze
Prześlij komentarz