Alieni. Obcy. Ksenomorfy. Któż z nas ich nie zna. Od
ponad czterech dekad te kosmiczne stwory straszą nas kinowych ekranów, stron
książek i komiksów i wszelkiej maści gier i gadżetów. Dwa lata temu, w roku
2009, właśnie z okazji czterdziestych urodzin, dla fanów przygotowano wiele
niespodzianek, w tym tę najciekawszą, serię krótkometrażowych filmików oraz –
to już na polskim rynku – wznowienie klasycznej już adaptacji pierwszego filmu.
I chociaż nie jest to lektura wybitna – jak to z adaptacjami filmów czy gier
bywa – to jednak w swojej kategorii pozostaje jedną z najbardziej udanych i
wartych poznania.
Pisanie o fabule w przypadku dzieła tak kultowego
właściwie mija się z celem, ale pozwólcie, że dla formalności wspomnę na ten
temat kilka słów.
Akcja powieści przenosi nas w przyszłość. Załoga
statku Nostromo zostaje wybudzona, bo komputer pokładowy odebrał tajemniczy
sygnał z planety LV-426. Kosmonauci nie widzą jeszcze, co czeka ich na
powierzchni i co przyniosą ze sobą na pokład. Wkrótce jednak zacznie się walka
o przetrwanie, której nie mają szans wygrać. Bo jak tu pokonać idealną maszynę
do zabijania, której nie można nawet zranić, bo zaczyna krwawić kwasem?
Wiecie, jak to z adaptacjami filmów bywa. Chyba nie
ma co ukrywać, że to najczęściej po prostu odcinanie kuponików. Fani kupią, bo
kupią, choćby dla kilku nowych scen, reszta może da się skusić na fali
popularności, bo tak to już bywa. Najczęściej są to albo tragiczne porażki,
których nie da się czytać („Shrek”, „Faceci w czerni”) albo przeciętne
czytadła, które szybko się zapomina (wszystko z serii „Star Wars”), rzadziej
coś udanego, wybitnego – nigdy. Jak to jest z „Obcym”? To niezła książka,
daleko jej poziomem do rewelacyjnego pierwowzoru, jednak nie zawodzi. I trudno
by było inaczej, skoro film „Ósmy pasażer Nostromo” to samograj, jakiego zbytnio
zepsuć się nie dało.
Alan Dean Foster, autor znany doskonale z
powieściowych adaptacji m.in. „Nowej nadziei” i „Przebudzenia mocy” ma wprawę w
tworzeniu tego typu dzieł. Może pod koniec lat 70. XX wieku, kiedy pisał
„Obcego” nie był jeszcze zbyt wyrobionym autorem i to widać w jego dość
topornym stylu, jakim tu operuje, jednak jego proza wbrew pozorom nie zawodzi.
Udaje mu się bowiem zbudować dobry klimat, a także poprowadzić akcję tak, by
nie znudzić czytelników. Co najważniejsze, adaptacja ma do zaoferowania solidną
dawkę nowych scen i rozbudowane informacje m.in. o bohaterach i samym statku:
Foster serwuje nam tu zarówno sekwencje znane potem z wersji reżyserskiej, jak
i te wycięte z filmu (choć nie wszystkie znalazły tu dla siebie miejsce). I dla
nich przede wszystkim warto poznać całość.
Ale jednocześnie to po prostu nieźle napisany
horror SF, który ma szansę spodobać się miłośnikom gatunku nieznającym (jakimś
cudem) pierwowzoru. Świetnie wydany (twarda oprawa, niezłe inspirowane filmem
ilustracje, sympatyczna zakładka), ładnie prezentuje się na półce. Może nie
straszy, ale wyobraźnię pobudza.
Recenzja opublikowana wcześniej na portalu
Kostnica.
Komentarze
Prześlij komentarz