Ostatni okres to czas, kiedy albo ogrywam gry, w
które zawsze od dziecka zamierzałem zagrać, ale z tych czy innych powodów nie
było mi to dane, albo odświeżam kultowe tytuły. Szczególnie jedną serię, którą
uwielbiam od długich lat i nigdy mi się nie nudzi, niezależnie ile razy bym nie
grał w którąkolwiek jej odsłonę – i kupuję kolejne, choć mam już tyle części, a
każda jest niemal taka sama. Mowa oczywiście nieśmiertelnych „Wormsach”,
których najbardziej znana i ceniona odsłona, czyli legendarny „Aramgeddon”,
wpadła po latach w moje ręce. I chociaż nadal uważam, że „Worms World Party” i
„W.M.D.” to te odsłony, które są najlepsze, „Armageddon” to gra, która niemal
wcale się nie zestarzała i wciąż zachwyca, chociaż jest prostą dwuwymiarową rozrywką
opartą na powtarzaniu wciąż tego samego.
„Worms” to turowa gra oparta na atakowaniu drużyny
przeciwników najróżniejszymi rodzajami bron na różnych planszach. Cel jest
prosty: wyeliminować drugą drużynę. I to jak najszybciej!
„Worms: Armageddon” to gra, która przeszła do
historii. Uważana za najlepszą z serii i jedną z najlepszych w gatunku, jest
właściwie poprawioną wersją o dwa lata wcześniejszej części drugiej. To tam
wygląd robaków został ostatecznie ukształtowany i to tam pojawiły się takie, losowo
generowane plansze, jak tutaj. Wygląd całości też jest zbliżony, łącznie z
wszelkimi opcjami. Menu zostało jednak udoskonalone, tak samo jak SI komputera,
przybyło więcej broni i więcej jest też plansz. A cała rozgrywka stała się
bardziej płynna i dynamiczna, niż w którejkolwiek z pozostałych – także
późniejszych – odsłon.
Do tego mamy tryby treningowe, misje czy poprawioną
funkcjonalność niektórych broni. Szybciej spadają zrzuty skrzynek itp. Sporo
jest też opcji personalizacji. Grywalność jest znakomita, niezwykle płynna i
przyjemna, obsługa prosta, a polski dubbing, jak zawsze, udany. Co zatem
zgrzyta? Właśnie poziomy treningowe, które czasem są przesadnie wymagające, a
bez zaliczenia ich nie odblokujemy misji dodatkowych. Szkoda, bo w „Worms: W.M.D.”
treningi są bardziej różnorodne, łatwiej je zaliczyć i nie są wymagane do
odblokowywania poziomów.
To jednak dość niewielki minus, bo w „Worms” gra
się głównie dla zabawy w trybie multi. A ta, czy z komputerem (który nadal co
prawda używa głównie bazooki, ale jednak SI stoi na lepszym poziomie), czy w
gronie innych graczy, jest rewelacyjna i nigdy się nie nudzi. W skrócie
świetna, odprężającą rozrywka gwarantowana. Można grać kilka minut, można
zrobić zdecydowanie większe poziomy i cieszyć się długą rozgrywką. Dla każdego,
coś miłego. Pod warunkiem, że lubi się „Wormsy”, ale jak tu ich nie lubić,
prawda? A o popularności gry niech świadczy jej obecna cena, która mimo ponad
dwóch dekad od premiery, nadal przekracza ceny niejednych hitów sprzed zaledwie
kilku lat (choć akurat teraz możecie dorwać go na Steamie na promocji).
Komentarze
Prześlij komentarz