Duet Adler / Piątkowski to już nieco zapomniana na
polskim rynku ekipa. Ale był czas, gdy było o nich całkiem głośno, a ich
kolejne komiksy stawały się sporymi hitami. Drukowali w prasie („Reset”),
wydawali albumy, tworzyli nawet własne pseudo-mangi (na potrzeby magazynu
„Kawaii”). Teraz już się o nich nie pamięta, ale warto przypomnieć sobie
najsłynniejsze ich dzieła. A wszystko zaczęło się od tego właśnie albumu.
„Gołota vs. Predator” to zbiór czterech komiksów. W
pierwszym z nich, w upalne lato do Warszawy przybywa Predator i staje do walki
z dostrzeżonym w tv Gołotą. Rzecz jest najsłabsza z całego komiksu, nie mniej
nie brak jej uroku. Proste rysunki, kolor kładziony jeszcze ręcznie, farbami…
Całość jako parodia Batman vs. Predator sprawdza się średni, ale czytać da się
to z pewną nawet przyjemnością.
Zdecydowanie lepiej jest w dwóch krótkich
historiach z Dzikiego Zachodu. W pierwszej szeryf ze swymi ludźmi musi bronić
się przed chcącymi odbić więźnia kompanami, w drugim, zdecydowanie satyrycznym
i pozbawionym powagi pierwszego, a zarazem stanowiącym jego kontynuację Górski
i Butch snują wyjaśnienia odnośnie finału starcia z bandytami. Oba miłe, choć
mało oryginalne.
Prawdziwa siłą albumu jest jednak komiks 48 stron,
w którym Górski i Butch, dwaj policjanci, stają przed zadaniem odnalezienia
sensu komiksu. Mają na to tylko 48 stron. Wyruszają więc w podróż poprzez filmy
i komiksy…
Świetne rysunki, inteligentny, głupawy, ale nie
głupi humor i sporo satyry zarówno na komiksy, jak i media ogólnie. Ograne
motywy w krzywym zwierciadle atakują czytelnika wywoływaną serią napadów
niekontrolowanego śmiechu i wciągają w grę skojarzeń. Jak tu nie docenić czegoś
takiego? Znawcy komiksów i popkultury odnajdują tu znajome sceny i doskonale
bawią się odkrywaniem wszelkich detali. A kreska to ilustrująca, jedna z
najlepszych w polskim komiksie przełomu wieków, do dziś robi wrażenie, nawet jeśli
na początku jest dość niechlujna i niewprawna.
Całość uzupełniają dodatki w postaci przepisu na
lasagne, czy kalendarza pełnego roznegliżowanych rysunków nieco mangowych
dziewcząt. I dobre wydanie także. Brak w tym sensu, brak ambicji, ale zabawa
jest przednia, a o to właśnie chodzi, więc kto chce się rozerwać i pośmiać,
niech łapie za album. Szkoda tylko, że cykl z czasem rozmył się tak bardzo, że
stał się cieniem dawnego siebie. Na szczęście pierwsze tomy do dziś warte są
poznania.
Komentarze
Prześlij komentarz