„Kill znaczy zabić” to trzeci wydany po polsku, a
szósty (i docelowo ostatni) tom podserii „A Fear Street Novel”, wielkiego
powrotu R.L. Stine’a do jego drugiego najsłynniejszego cyklu powieści. Jeśli
czytaliście któryś z dwóch poprzednich tytułów, wiecie czego się spodziewać i
na jaką jakość liczyć. Jeśli nie, a macie ochotę na młodzieżowy
horror/thriller, dzieło twórcy „Gęsiej skórki” to propozycja dla Was, lekka,
prosta, przyjemna i całkiem udana.
W Shadyside dzieje się wiele. Zawsze. Tym razem
miejscowe cheerleaderki mają problem, bo ze względu na brak funduszy, ich
drużynie grozi rozwiązanie. Kłopoty te odbijają się na Gretchen, dziewczynie,
która przeniosła się dopiero co do tej szkoły, a która chce zdobyć miejsce w
drużynie. To, że jednak w swojej poprzedniej szkole była gwiazdą, może nie
wystarczyć, bo będzie musiała konkurować z niejaką Devrą. Walka o miejsce nie
jest ani łatwa, ani tym bardziej niegroźna. Fair play? Też nie istnieje. Zaczyna
się prawdziwa walka o przetrwanie, jakiej nikt by się nie spodziewał…
„Kill znaczy zabić” to nie tylko typowy młodzieżowy
thriller/horror, ale należałoby powiedzieć, że to wręcz na wskroś typowy
amerykański przedstawiciel tego gatunku. Co to oznacza, nikomu chyba mówić nie
trzeba. Akcja nie tylko dzieje się wśród młodzieży, ale również w klimacie
miasteczek USA, a także wypełniona po brzegi elementami charakterystycznymi dla
Stanów Zjednoczonych, takimi jak cheerleaderki. Co nie znaczy, że polska
młodzież, żyjąca w innych realiach, innym typie szkolnictwa i środowisku, nie
zdoła się odnaleźć w takiej estetyce.
Abstrahując od tego, cała reszta to typowa powieść
gatunkowo znajdująca się na skrzyżowaniu horroru i thrillera. A dokładniej
slasherów dla młodzieży, jakże popularnych w kinie lat 90. XX wieku, gdzie w
realiach szkoły (tudzież wakacyjnego wyjazdu albo codziennego życia młodzieży)
młodzi bohaterowie musieli mierzyć się najczęściej z seryjnym mordercą i zagadają.
Czasem ocierała się ona o zjawiska paranormalne („Freddy kontra Jason”), czasem
rozwiązanie było zwyczajne („Krzyk”), jak jest tu, nie zdradzę, ale powieść
wpasowuje się w te klimaty.
Akcja jest udana, styl prosty, ale nie prostacki i przyjemny w odbiorze, a jako całość „Kill znaczy zabić” oferuje przyjemną rozrywkę. Nie dla starszych, bo jednak jest to rzecz dość ułagodzona i nieskomplikowana, więc ani na brutalność, ani też grozę w bardziej dosadnej postaci nie macie co liczyć (zresztą książkowe horrory dla dorosłych też nie straszą, jedynie bardziej stawiają na estetykę grozy i klimat właśnie), ale i tak zabawa jest udana. I nie ważne, po który tom sięgnięcie – wszystkie bowiem są niezależne od siebie i można je czytać bez znajomości całej reszty. Jeśli więc należycie do młodzieży – także duchem – nie będziecie zawiedzeni.
Ciekawe. Naprawdę ciekawe.
OdpowiedzUsuń