„Saga Granoli” wchodzi w kolejną decydującą fazę.
Po ostatnich znakomitych i bardziej skupionych na postaciach i ich losach, niż
walkach epizodach nadszedł czas na kolejne wstrząsające całymi planetami
starcie. I nawet jeśli to, co dzieje się na stronach tego odcinka jest mocno
wtórne, zabawa nadal jest znakomita.
Heetersi zauważają, ze Granola przestał walczyć z
Sayianami. Nie jest to dobra oznaka, ale teraz, gdy ich życzenie ma się
spełnić, nie jest to wielki problem. Tymczasem Granola nie potrafi uporać się z
historią, którą właśnie usłyszał. To jednak będzie musiało zaczekać, ponieważ
na scenie pojawia się kolejny najpotężniejszy wojownik we wszech świecie. Problem
w tym, że ten jest silniejszy od Granoli. Kto będzie miał szasnę w starciu z
nim, skoro Gokū i Vegeta nie mogli wygrać z Granolą?
Pięćdziesiąt stron czystej walki to to, co
charakteryzuje typowe rozdziały „Dragon Balla Super”. Tym razem nie jest to tak
wyraźne, bo walka, choć wypełnia większość odcinka, nie dominuje w nim. Nie brak
tu bowiem rozmów, kombinowania, drobnej retrospekcji, miotania się… Standard,
nie samą akcją człowiek żyje, ale chociaż mogło wyjść to nużąco, wcale tak nie
jest.
Większość to jednak szalona walka, w której nie brak
upadków, urazów, ataków niszczących całe połacie ziemi i dzikiej wymiany ciosów. To zaledwie wstęp do
tego, co nadciąga, ale już robi wrażenie. i co z tego, że to wszystko już było,
jak nadal czyta się znakomicie i tak samo ogląda, bo grafiki Toyotarou są po
prostu świetne. Maja w sobie look i klimat starego „Dragon Balla”, ale jednak
są bardziej złożone, dopełnione większą ilością detali i unowocześnione. Co
razem z treścią daje nam kolejny dobry epizod znakomitej serii.
W skrócie, warto. Jak zawsze. „Dragon Ball” to w
końcu nadal najlepszy shounen na rynku i po prostu dobry komiks rozrywkowy. A fakt,
że po lekturze epizodu zostaje wrażenie, że skończył się zbyt szybko, najlepiej
świadczy, jak potrafi zaciekawić. I niech robi to jak najdłużej.
Komentarze
Prześlij komentarz