X-Men: X-Cutioner's Song - Pieśń Egzekutora –Scott Lobdell, Brandon Petersen, Terry Austin, Mark Pennington, Peter David, Jim Lee, Fabian Nicieza, Andy Kubert, Greg Capullo, Jae Lee

PIEŚŃ PRZESZŁOŚCI

 

Ileż to szumu swego czasu wywołała ta opowieść. Jedni się nią zachwycali, inni byli zawiedzeni, tak czy inaczej był to największy swego czasu event – a właściwie crossover – na polskim rynku. Wracając do niego po latach muszę jednak przyznać także, że to naprawdę świetna opowieść. Epicka, pełna akcji, świetnego klimatu i całego mnóstwa bohaterów, którym starano się dodać psychologicznego prawdopodobieństwa i głębi. I jak świetnie zilustrowana.

 

Wydaje się, że życie X-Men się układa. Angel jak zwykle randkuje, profesor X szykuje się do wystąpienia, Scott i Jean układają na nowo swoje relacje… Długo by wymieniać. Owszem, Logan nadal zmaga się z konsekwencjami wydarzeń w Japonii, a Peter z samobójstwem brata, ale wszystko powoli się klaruje. Do czasu. Oto bowiem ktoś planuje zamach na Charlesa. Gdy jednak zamachowcy zostają zabici przez niejakiego Cable’a, sytuacja zamiast się poprawić komplikuje się jeszcze bardziej. Na scenę wkraczają jeźdźcy Apocalypse’a, do tego Cable strzela do Xaviera, zapewniając że śmierć profesora będzie ocaleniem dla przyszłości. Gdy postaci przybywa, a sytuacja plącze się coraz bardziej, wydaje się, ze możliwe będzie wszystko… co najgorsze. Czy X-Men i inni mutanci zdołają wyjść cało z tego, co nadciąga?

 

Ten komiks w Polsce ukazał się w 1996 roku i kiedy miał swoją premierę, rozbudowanych crossoverów ani eventów niemal nie było. Przedsmakiem takich opowieści był „Mega Marvel: Fantastic Four” posklejany z fragmentów „Wojny nieskończoności”, ale były to właśnie fragmenty, a nie cały event. Tym razem jednak rzecz miała się inaczej. Co prawda „X-Men: Pieśń egzekutora” była corssoverem jedynie serii o mutantach i nie miała wpływu na resztę uniwersum, ale była pierwszą tak rozległą opowieścią superhero wydaną nad Wisłą. Ważniejsze jest jednak to, że udało się jej przetrwać próbę czasu i po ćwierć wieku okazuje się równie dobra, co lata temu.

 


Dlaczego? Z jednej strony mamy tu świetną akcję. Dużo postaci, dużo walk, dynamika, szybkie tempo, widowiskowe starcia, popisy wyobraźni i różnych niezwykłych zdolności. Ważniejsze jednak jest to, ze komiks, choć jego fabuła jest zawiła, jak relacje w telenoweli, nie jest pusty,. Porusza tematykę tolerancji, odpowiedzialności za swoje czyny, a przy okazji skupia się na bohaterach, którzy mają w sobie sporo ponurej nury – takie pokłosie mrocznej ery komiksu – czy depresji, ale są przez to ciekawi, bardziej ludzcy i zrozumiali.

 


I jest ta świetna szata graficzna. Różnorodna, nie przeczę, bo mamy tu zebrane najróżniejsze serie tworzone przez odmiennych artystów, ale za to pełna detali, dopracowana i nastrojowa. Świetny kolor też nie zawodzi, a jedynie jakość wydania pozostawia sporo do życzenia, ale i ten tani offsetowy papier, połączony z kiepską jakością druku ma swój urok. Mimo więc drobnych minusów, „Pieśń egzekutora” (rozpisana na „Mega Marvel #10” i „X-Men” 1-3/1996)to coś, co każdy fan X-Men powinien poznać. Szkoda tylko, że historia ta jak dotąd nie doczekała się wznowienia. Z drugiej jednak strony teraz, gdy Egmont wznawia najciekawsze fabuły o mutantach, może w końcu doczekamy się i reedycji tego dzieła. Byłoby znakomicie.

Komentarze