The Amazing Spider-Man 4/1997: Powrót znad krawędzi, cz. I: Wygnańcy / Powrót wygnańca, cz. I: Wspomnienia – Mark Bagley, J. M. DeMatteis, Terry Kavanagh, Steven Butler
Poprzedni zeszyt skończył się tak, że równie dobrze
mogła zakończyć się w nim „Saga klonów”. Na szczęście lub nie, każdy to już
musi osądzić samemu, twórcy nie zamierzali dać tematowi odpocząć i od razu rozpoczęli
dwie nowe opowieści: jedną o Peterze, drugą o jego klonie. I chociaż nie ma
tutaj nic, co zwalałoby z nóg, zabawa jest naprawdę udana.
W Nowym Jorku pojawia się Puma, która zaczyna
atakować tutejszych przestępców. Wraz z nią spotkać można także Nokturnę. Tylko
jaki jest cel obojga?
Tymczasem Peter, po ostatnich wydarzeniach, wraca
do swojego dawnego domu, walcząc z własną, zniszczoną do cna psychiką. Zbiega
się to z powrotem Mary Jane do miasta. Jedyne Ben chce opuścić to miejsce, ale
nie pozwalają mu na to wspomnienia…
„Saga klonów” trwa w najlepsze i choć można jej
zarzucić zbytnią „literackość” opisów – tak kwiecisty styl nie pasuje za bardzo
do całości, ale taki już „urok” komiksów z tamtego okresu – trudno odmówić jej jakości
i klimatu. Do tego dochodzi dobra akcja, całkiem niezła psychologia, czerpiąca
mocno z Mrocznej Ery Komiksu (okresu, kiedy stawiano na poważne, ponure tematy
i wyniszczano psychicznie bohaterów, serwując im kryzysy tożsamości) i sporo
intrygujących pytań, które zaczynają zawiązywać nowe wątki.
A i nie można zapomnieć o szacie graficznej. Lata 90.
XX wieku to czas, kiedy nawet na tym polu serwowano dużo mroku i czerni. Jednocześnie
kolorystyka była mocna, intensywna, barwna… Co o dziwo do siebie pasowało. Zresztą,
kto pamięta i lubi kino lat 80., kiedy to mrok i kolorowe światła spotykały się
ze sobą, tworząc znakomitą całość, będzie czuł tu się, jak w domu.
W skrócie: solidna dawka niezłej zabawy. O „Sadze
klonów” powiedzieć można wiele złego, ale jednocześnie zapomina się o jej
plusach. I owszem, choć była to kiczowata historia, do dziś pozostaje nie tylko
ważna dla serii, ale przede wszystkim ma naprawdę świetne momenty, a jej
monumentalność robi wrażenie.
Komentarze
Prześlij komentarz