Komiksowe „Smerfy” na polskim rynku zaczęły ukazywać
się ponad trzy dekady temu, w roku 1990. I ledwie rok później doczekaliśmy się albumy
„Smerfy i jajko”. I mimo wznawiania poszczególnych tomów serii dopiero teraz doczekaliśmy
się jego reedycji. Ale, jak zawsze jeśli chodzi o „Smerfy” Peyo, czekać było
warto, bo zabawa jak zwykle jest znakomita.
Z okazji Święta Smerfów, Smerfy będą mieli okazję
zjeść niecodzienne ciasto. Świetna sprawa, prawda? Jest jednak pewien problem –
w trakcie kompletowania składników okazuje się, że naszym niebieskim bohaterom
brakuje… jajka. By go zdobyć trzeba się będzie wybrać do ludzkich siedzib,
gdzie znajdują się kury. Jajko zdobyć się udaje i… Właśnie, szaleństwo dopiero
się zaczyna. Co jednak ze sobą przyniesie?
A to wcale nie koniec. W kolejnej historii Gargamel
wpada na podstępny plan. Zmienia się w Smerfa i postanawia zakraść się do
wioski naszych dzielnych bohaterów. Czyt tym razem jego plan w końcu się
powiedzieć?
Na koniec Papa Smerf odkrywa, że do zbliżającej się
ceremonii potrzebne jest sto Smerfów, a w wiosce znajduje się ich zaledwie dziewięćdziesiąt
dziewięć. A tymczasem Laluś zajmuje się nowym lustrem i dokonuje niezwykłego odkrycia.
Dokąd to wszystko zaprowadzi naszych bohaterów?
Wydawanie „Smerfów” po polsku zaczęło się w roku 1990,
jak już wspominałem na wstępie, a zakończyło – przynajmniej tamten jego etap – rok
później, po ukazaniu się pięciu albumów. Seria nad Wisłę powróciła lata
później, z pięcioma kolejnymi albumami opublikowanymi w 1997 i 1998 roku i znów
zniknęła, by powrócić dopiero w 2015, ale od tamtej pory ma się znakomicie.
Egmont bowiem nie tylko wydaje nowe przygody i pominięte klasyczne części, ale
i wznawia od dawna nieobecne odsłony cyklu.
„Jajko i Smerdy” to czwarty z kolei album
„Smerfów”, czyli pochodzący z okresu, kiedy Peyo miał najlepsze i najświeższe
pomysły. Każdy kto czytał choć jeden z tomów jego autorstwa – a trudno
uwierzyć, by znalazły się osoby, które tego nie zrobiły – wie doskonale, jak
świetne musi być to dzieło. Kto nie czytał, niech ma świadomość, że czeka tu na
niego klasyczna, nieco baśniowa seria fantasy pełna przygód, akcji,
niebezpieczeństw i trudów zwieńczonych zawsze morałem. Sama treść zresztą jest
bardzo głęboka, jak na dziecięcy komiks, mądra i doskonale poprowadzona.
Dzieciom zapewnia świetną, zabawną rozrywką, dorosłych zaś urzeknie ambicją i
aktualnością.
Poza tym, jak wszystkie pozostałe tomy serii, tak i
ten jest zabawny, pełen przygód i sympatycznych postaci… Nieśmiertelny klimat
dopełnia całość i nie można zapomnieć, że są też te legendarne rysunki.
Klasyczne, cartoonowe, znakomite.
Tych, którzy Smerfy znają, zachęcać nie muszę.
Tych, którzy jakimś cudem jeszcze ich nie poznali (naprawdę są tacy?), gorąco
namawiam do lektury. Nieważne ile macie lat, ta seria bawi i uczy każdego. I
robi to po prostu w rewelacyjny sposób.
Dziękuję wydawnictwu
Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz