Po latach w końcu wziąłem się za przeczytanie kilku
najważniejszych story arców „Spawna”. Mój pierwszy wybór padł na „Endgame”, ale
ostatecznie zdecydowałem się cofnąć nieco w czasie i zacząć od „Armageddonu”. I
muszę powiedzieć, że to naprawdę dobra opowieść. Nie wybitna, zbyt wiele
elementów jest tu wtórnych, ale zabawa, jaką oferuje, naprawdę trzyma poziom.
Spawn powraca. Odzyskał wspomnienia o żonie, a
teraz wraca do swoich zaułków i z miejsca musi stawić czoła największy z
niebiańskich wojowników, Diciple’owi. Rozerwany na kawałki, znów trafia do
piekła, gdzie wrogowie nie tylko maja w końcu szansę go wykończyć, ale i
wydrzeć jego największe sekrety.
Koniec? Dopiero początek. Ale początek końca. Nadchodzi
Armagedon, ludzie na całym świecie doświadczają paranormalnych zjawisk, woda
zmienia się w krew, z nieba padają żaby, zmarli wstają z grobów… Gdy zbliża się ostateczna walka dobra
ze złem, Spawn, który nie chciał opowiedzieć się ani po stornie Nieba, ani
Piekła, którego tron zresztą odrzucił, będzie niezbędny do zwycięstwa. Ale jak
go ocalić? Tajemniczy Człowiek Cudów przywołuje nowego Spawna – małego chłopca
o imieniu Christopher. Jaka będzie jego rola w tym, co nadchodzi? Co właściwie dzieje
się w Niebie i Piekle i co z tym wszystkim wspólnego mają dzieci Wandy?
David Hine podjął się tu nie lada wyzwania – spleść
wszystkie najważniejsze wątki ze „Spawna” i doprowadzić je do wielkiego finału
w całkiem epickiej opowieści. Opowieści, która zaczyna się naprawdę znakomicie,
szybką akcją, ciekawymi wątkami, których niejasność dodaje całości pikanterii,
a także świetnym klimatem. Im dalej jednak w opowieść, tym bardziej wszystko to
składa się we wtórną historię. Nadal sympatyczną, ale wtórną.
Co tu jest powtarzane? Hine dosłownie kopiuje na
stronach treść „Kaznodziei”. Spawn jako bohater tkwiący między dobrem a złem,
posiadający niezwykłą moc, wykraczającą poza niebiańskie i piekielne zdolności,
brak Boga w Niebie i nikt nie wie, gdzie je, anioły próbujące coś zaradzić na
obecną sytuację, przez co uwolniona zostaje szalona potęga mogąca zagrozić obu
stornom konfliktu… Długo można by wymieniać. Fakt, że nie ma w tym głębi i
ambicji „Kaznodziei” sprawia, że momentami czytelnik czuje zawód. Tym bardziej,
że mnóstwo tu zagranych zagrywek i elementów czerpanych stąd i stamtąd.
Ale i tak zabawa jest dobra. komiks ma świetny
klimat, rysunki w większości robią wrażenie – choć im bardziej widowiskowe się
stają, tym mniej intrygują, bo ich siła tkwi w mroku i nastroju – kolor jest
znakomity, a wszystko to odbiera się w naprawdę przyjemny sposób. I przyjemny
jest cały ten komiks. Nie jest to wielkie dzieło, dużo tu wtórności, ale i tak
wykonanie stoi na dobrym poziomie i gwarantuje udaną, momentami naprawdę
świetną i intrygującą, rozrywkę. Tylko rozrywkę, ale przyznam, że na tyle
dobrą, że chciałbym zobaczyć tą opowieść na wielkim ekranie w wysokobudżetowym
epic movie.
Komentarze
Prześlij komentarz