Chyba nie znajdzie się czytelnik, który nie miałby
mniejszych lub większych obaw względem opowieści graficznych rozwijających
filmowe, growe czy książkowe uniwersa. „Terminatora” również to dotyczy. Ileż
to powstało kiczowatych i kiepskich komiksów z morderczym robotem, ile z nich
zawodziło fanów bardziej, niż najsłabsze filmy. Ale zdarzają się tytuły warte
poznania. Jednym z nich na pewno jest „Spalona Ziemia”, drugim niniejszy album
zbierający dwie oryginalne miniserie, które w sentymentalny sposób powracają do
klasycznych pierwszej odsłony serii i dostarczają fanom solidnej dawki
przyjemnych przeżyć.
Kyle Reese. Któż z nas go nie zna? Cofnął się w
czasie, by ocalić Sarę Connor, co przypłacił życiem, został ojcem swojego najlepszego
przyjaciela… Długo można by wymieniać. Teraz pora poznać go nieco bliżej. A jednocześnie
zostać świadkiem największej z jego misji.
Scenarzysta tego albumu, Zack Whedon – brat
przyrodni znakomitego autora, Jossa Whedona – bardziej znany jest fonom
telewizji, niż komiksów. W końcu pracował nad takimi produkcjami, jak „Deadwood”
czy „Fringe”. Wprawę w opowiadaniu filmowych historii więc ma i to widać w tym „Terminatorze”.
Jednocześnie widać tu coś jeszcze – miłość do pierwowzoru i chęć zabawy
wszystkim tym, za co autor pokochał dzieło Jamesa Camerona.
Ten komiks jest trochę, jak „Powrót do przyszłości
2”. Wraz z bohaterami wracamy do znanych miejsc i wydarzeń, dostając coś nieco nowego,
choć jednocześnie trzymającego się tego, co już znamy. Jest w tym sentyment,
jest też dobre oddanie klimatu oryginału, ale jest też i akcja, naprawdę dobra
zabawa i urok, jakiego na pierwszy rzut oka można się nie spodziewać, a jednak.
Może i „Terminator:
2029-1984” to dzieło
proste, może ma naciągane wątki, a jednak jak satysfakcjonuje miłośników serii.
Graficznie nie jest to arcydzieło. Rysunki są
proste, cartoonowe, czasem z dziwnymi proporcjami. Kojarzą się z pracami Alberto
Ponticelliego, widać w nich pewną niewprawność, a jednak okazuje się, że pasują
do tego komiksu i dobrze oddają nastrój, jaki powinien panować na stronach. I wcale
nie są niemiłe dla oka, nawet jeśli absolutnie daleko im do szaty graficznej,
jaką zachwycał wspomniany już album „Terminator: Spalona Ziemia”.
Jesteście fanami „Terminatora”? Zawiodły Was kontynuacje pierwszych dwóch najlepszych odsłon serii? Ten komiks to godny ciąg dalszy cameronowego uniwersum i rzecz naprawdę warta poznania. Każdy fan będzie więc zadowolony.
Komentarze
Prześlij komentarz