Wydawanie w Polsce „Ptysia i Billa” zaczęło się od
tomu kontynuatorów spuścizny oryginalnego autora i do tego punktu po serii
klasycznych albumów właśnie wracamy. I chociaż to komiksy pisane i rysowane
przez Jeana Robę były najlepsze, zabawa nadal jest udana. I warta polecenia wszystkim
fanom cyklu.
Ptyś i Bill. Pies i chłopiec. Przyjaciele. I
psotnicy. Szaleją, bawią się, rozrabiają i przeżywają kolejne przygody. Co tym
razem czeka na nich i ich bliskich, przyzwyczajonych co prawda do psot obu, ale
czy tak do końca? I jak poradzą sobie z tym wszystkim, co przyniesie im życie?
Serię „Ptyś i Bill” wymyślił w 1959 roku ojciec „Sprycjana
i Fantazjusza” i pracował nad nią aż do roku 2001. Dwa lata później pracę nad
nią przejął Laurent Verron, który z pomocą różnych scenarzystów przygotował
łącznie osiem albumów. Od 37 tomu jednak za serię wziął się wszystkim doskonale
znany Christophe Cazenove („Sisters”, „Kasia i jej kot”), który pracuje nad nią
od tamtej pory (w chwili gdy pisze te słowa dostępnych jest sześć albumów z
jego scenariuszami). A w niniejszym tomie dostajemy tomy 38-41, z samego środka
jego pracy nad serią. I jak zwykle całość jest udana, sympatyczna i urocza.
Jeśli chodzi o rysunki, to ich siłą nawet w tomach
tworzonych współcześnie jest ich klasyczność. „Ptyś i Bill” to seria, która
podobnie jak inne kontynuowane obecnie klasyki („Smerfy”, „Asteriks”) zachowuje
wszystko to, co miłośnicy kochali w stylu Jeana Rob. Kolor też jest zresztą
taki, jak dawniej. Cartoonowa kreska, czyste wykonanie, sporo detali i urok w
miejsca wpadają w oko. A wszystko to znakomicie wydane i nieźle napisane.
Nieźle, bo czasem potencjał okazuje się być niewykorzystany, a jednocześnie
całość i tak znakomicie bawi, uczy, wciąga i poprawia humor całej rodziny.
Miłośnikom serii tego tomu polecać nie muszę. Ale
każdy, kto lubi humorystyczne komiksy europejskie, powinien poznać „Ptysia i
Billa”. To udana seria i warto po nią sięgnąć. Najciekawiej i tak wypadają
klasyczne albumy, niemniej każdy, nawet najbardziej współczesny, absolutnie
wart jest poznania i polecenia.
Dziękuję wydawnictwu
Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz