Niedawno wydawnictwo Jaguar zakończyło wydawanie
bardzo przyjemnej serii „Dogman”. Luka na rynku wydawniczym nie czekała jednak
długo na wypełnienie, bo oto pojawił się właśnie pierwszy tom „Batpiga”, serii
jakże z „Dogmanem” się kojarzącej. I będącej jakże przyjemną pozycją dla
miłośników takich szalonych komiksów dla całej rodziny.
Poznajcie Batpig. Bohatera! Superbohatera!!! Ma
pelerynę i maskę, walczy ze złem – o akurat zmaga się z Dinomanem o
niewyważonej gębie – stawia czoła kłopotom – teraz ma nie lada problem! – ale
nie zawsze tak było. A jak?
Kiedyś Batpig nie był Batpigiem, a zwykłym,
włochatym, nudnym, różowym prosiakiem o nazwisku Grzesiek Podlaski. Lubił
zagrać na konsoli, dobrze zjeść, zabawić się z przyjaciółmi, poczytać komiksy o
Wieprzowym Mścicielu… Aż tu nagle jego przyjaciółka Gryzella, nietoperzyca, w
przypływie strachu ugryzła go w ryjek i się zaczęło! Zaczęła się przemiana w
superbohatera, ale droga do zostania nim nie będzie łatwa. Oj nie będzie…
Jako człowiek urodzony pod koniec lat 80. XX wieku i wychowany na wszystkich tych modach lat 90., od „Smerfów”, „Muminków” i tym podobnych wieczorynek, przez boom na dinozaury, mangę i anime, na komiksach z Kaczorem Donaldem i amerykańskich zeszytówkach od TM-Semic skończywszy, otarłem się o wiele dzieł, których echa mniej lub bardziej świadomie pobrzmiewają w „Batpigu”. A pobrzmiewa tu sporo, nawet jeśli czasem może niezamierzenie, bo o ile np. parodiowanie „Batmana” wyraźnie jest tu celowe, o tyle np. odniesienia do Pink Floyd czy podobieństwa tematyczne z „Superświnką” (pamiętacie to jeszcze?!) mogą stanowić pewną nadinterpretację. Tak czy inaczej jednak, czytając „Batpiga”, bawiłem się dobrze.
Co o tym zadecydowało? Na pewno lekkość, humor,
sporo zabawy schematami, pastisz i urok. Pod wieloma względami to naprawdę
rzecz podobna do „Dogmana”, równie nonszalancka i nieokiełznana, pełna
dziwnych, a jednak dobrze sprawdzających się pomysłów i dobrej zabawy. Ale ma
też swój własny charakter i jest po prostu ujmująca. Głupawa, ale nie głupia,
jak na komiks dla dzieci przystało oferuje odpowiednią dawkę – ale dobrze,
nienachalnie podanego – dydaktyzmu. I jednocześnie nie obraża gustu dorosłego
odbiorcy.
Graficznie? Tu komiks najmocniej przypomina
„Dogmana”. Jest tak samo prosty, cartoonowy, ale jednocześnie Rob Harrell oferuje
nam nieco więcej szczegółów i bardziej złożony kolor. A wszystko to razem
wzięte daje po prostu dobry komiks, tak dla fanów „Dogmana”, jak i nowych
odbiorców, którym po prostu rzecz wpadnie w oko.
Dziękuję wydawnictwu Jaguar za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz