Batman #8/1991: Mroczny Rycerz mrocznego miasta – Peter Milligan, Kieron Dwyer

MROCZNE MIASTO, MROCZNE ŚLEDZTWO


Pod wpływem sentymentów ożywionych przez zbiorcze wydanie „Knightfall” od Egmontu postanowiłem wrócić do starych tmsemicowych „Batmanów”. Na początek na warsztat wziąłem te najbardziej kultowe, przez samo wydawnictwo wymienione na liście 10 najlepszych ich zdaniem opowieści o Gacku, jakie zaprezentowali polskim odbiorcom. A wśród nich znalazł się oczywiście legendarny „Mroczny rycerz mrocznego miasta”, niezapomniana, klimatyczna opowieść, która po dziś dzień robi wrażenie.

 

W osiemnastym wieku grupa okultystów przeprowadza mroczny rytuał. Rytuał przerażający, brutalny, choć odprawiany w przerażającej ciszy. Rytuał skierowany do nietoperza…

Czasy obecne. Batman zostaje wezwany bo Riddler znów zaatakował. On i Gordon będą musieli zmierzyć się jednak z zagadką i szaleńcem, który nie waha się odbierać życia. A pętla coraz bardziej zaciska się wokół szyi Gacka…

 

Największą siłą tego komiksu nie jest ani jego pomysłowość, ani głębia, a genialne wręcz operowanie klimatem. Niby wszystko jest proste, ale Milligan, który jak się mówi popełnił tę opowieść od niechcenia, a jakiś czas potem zasugerował stworzenie Azraela, co doprowadziło do powstania „Knightfall”, genialnie dotarł do sedna tematu. I wykorzystał przy tym wiele nieoczywistych środków, co doskonale pokazuje już sam początek: makabryczny rytuał odprawiany jest w przerażającej ciszy, która mocniej oddziałuje na nas, niż najgorsze krzyki i wrzaski. A potem wcale nam nie odpuszcza.

 


Cała gama serwowanych przez niego zagrywek by wywołać napięcie, niepewność i uczucie osaczenia jest o tyle prosta, co skuteczna. Chociaż Milligan wykorzystuje tutaj znane zagrywki, za każdym razem po prostu w punkt trafia z ich użyciem, nie przesadzając przy tym z nadmiarem horrorowych schematów. Bywa brutalny, bywa nieoczywisty, a akcja, którą nam serwuje, jest zarazem dynamiczna, ale i nie nadmiernie pospieszona. A i docenić należy tu nową, brutalniejszą wersję Riddlera, która chyba pozostaje moją ulubioną wizją tego łotra ze wszystkich.

 


Co jednak jeszcze nawet ważniejsze, to wykorzystanie tego, czego często w opowieściach o Gacku wykorzystywać zapominano – miasta, w którym dzieje się akcja. Gotham jest tu pełnoprawnym bohaterem. Klimatyczne, mroczne, brutalne, obojętne, a jednak pełne nadziei. Miesza się w nim historia i współczesność, horror i kryminał a wreszcie także superbohaterstwo i bardzo ludzką historię w idealnych proporcjach. Do tego dochodzą znakomite, klasyczne ilustracje, też budujące udany nastrój. I tylko szkoda, że jak do tej pory komiks ten nie doczekał się wznowienia nad Wisłą. Tym bardziej, że ta historia stanowiła inspiracje dla kolejnych pokoleń twórców.

Komentarze