Kolejna powieść Dicka doczekała się właśnie
wznowienia. Tym razem padło na klasyczny tytuł – wiem, każda z jego książek to
już klasyk, niemniej są wśród nich dzieła zarówno zdecydowanie bardziej zasługujące
na to miano, jak mniej – „Czas poza czasem”. Klasyczny i świetny, stanowiący połączenie
wyśmienitego science fiction ze znakomitym filozoficznym podejściem do tematu.
Co jest prawdą a co ułudą? W co można wierzyć? I czym
jest otaczająca nas rzeczywistość?
Gumm żyje na sielskim amerykańskim przedmieściu u
schyłku lat 50. Żyje z wygrywania gazetowych konkursów, a jego życie wydaje się
monotonne i nudne. Ale coś z tym życiem, coś z rzeczywistością jest nie tak. Czegoś
tu brak, coś jest inne, czasem pojawia się coś, co się nie zgadza. Co tu się
właściwie dzieje? I kim tak naprawdę jest Gumm?
Philip K. Dick to autor, który może i w początkowych
latach kariery uważany był przez krytykę za nieszczególnie wysublimowanego,
stricte rozrywkowego pisarza, przede wszystkim jednak był, jest i pozostanie,
chociaż od lat znajduje się już na tamtym świecie, twórcą zarówno pomysłowym,
jak i niosącym swoją twórczością coś więcej, niż tylko świetną zabawę. Czasem dawał
nam przesłanie, często jakże aktualna do dziś, czasem filozofował, skłaniając
do zadumy nad światem, nami i tym, co ponad wszystkimi tymi aspektami, a czasem
bawił się iście paranoicznymi, narkotycznymi wizjami, które oddziaływały na nas
na poziomie emocjonalnym.
„Czas poza czasem” łączy w sobie wszystkie te
cechy. Jest dobrze pomyślaną, świetnie poprowadzoną literaturą, którą można
zacząć odkrywać z zamiarem przeczytania dobrej książki rozrywkowej opartej na
nośnej fabule, ciekawej zagadce i udanej akcji. Jednak nie da się czytać tej
powieści i nie zacząć zastanawiać nad tym, co się przeczytało. A że treść jest
zaangażowana, czasem społecznie, czasem filozoficznie, czasem paranoicznie, nie
sposób nie zadumać się przez to nad sprawami wyższymi. Czy tego chcemy, czy
nie, „Czas poza czasem” wciąga nas w wir akcji iście szalonej, ale przede
wszystkim stymulującej intelektualnie i emocjonalnie.
Owszem, ta powieść Dicka jest bardziej oczywista i
mniej skomplikowana, niż wiele z jego czołowych dzieł. Nie jest tak wymagająca,
ale to w najmniejszym stopniu nie jest jej wada, bo rzecz satysfakcjonuje
właściwie na każdym polu. I potrafi również autentycznie zaniepokoić, wywołać narastające
napięcie, a momentami zaserwować nam sceny niemalże sielankowe. Dzięki temu nadaje
się zarówno dla zagorzałych, doskonale obeznanych z prozą mistrza czytelników,
jak i tych, którzy od niej chcieliby zacząć swoją przygodę z jego twórczością,
zanim sięgną po cięższe tytuły.
Świetnie napisana, niby lekko, a jednak treściwie,
satysfakcjonuje właściwie na każdym polu. Bardzo zgrabnie poprowadzona nie pozwoli
na zawód żadnemu czytelnikowi, a świetne wydanie pięknie prezentuje się na
półce. Tradycyjnie więc, jak każdą powieść Dicka, każde jego opowiadanie,
polecam gorąco, bo inaczej się nie da. Szczególnie jeśli znacie „Truman Show”, „Mr.
Nobody” czy „Matrixa” i chcecie poznać coś wcześniejszego, a jakże im
bliskiego. Warto. Sięgnąć, przeczytać, a potem zadumać się nad naszą rzeczywistością
i nad nami samymi. Nawet jeśli wnioski miałyby nas zaniepokoić.
Dziękuję wydawnictwu
Rebis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz