„Dr. Stone”, jak to „Dr. Stone” w najnowszym tomiku
serwuje nam kolejne starcie, kolejne popisy naukowych możliwości i kolejną
porcję retrospekcji. Jest więc dynamicznie, ciekawie, jak to w tej serii. I jak
to w dobrym shounenie, którym całość przecież jest.
Senku kontra dr. Xeno! Czyli jedno królestwo nauki
kontra drugie! Co łączy Xeno i Senku? Kto wygra i zapanuje nad wszystkim? I co
z misją Stanleya?
Przepis na dobry shounen? Wziąć pomysł samograj,
tutaj wrzucenie bohaterów do niegościnnej rzeczywistości bez technologii i
zdobyczy cywilizacji, dorzucić dużo przygód, humoru, akcji, ciekawostek, walk,
nutę erotyki, sporo pięknych dziewczyn i silnych facetów i kazać im się tu
odnaleźć, przetrwać i swoje osiągnąć. Więc próbują, osiągają, walczą z wrogami
– obowiązkowo intrygującymi i charakterystycznymi – i krok po kroku realizują
coraz to bardziej wymyślne, niemalże nieosiągalne cele. A przy okazji uczą nas
czegoś, bo jednak to taka historia, gdzie zabawa jest niesiona poprzez naukę. Z
pewną dozą dydaktyzmu także, ale bez nachalności. Bez moralizatorstwa.
No bo jakby tu mogło być moralizatorstwo, skoro to
manga dla nastoletnich chłopców, a co za tym idzie trafia w ich gusta, także te
na polu popatrzenia sobie na krągłości przedstawicielek płci przeciwnej. Tradycyjnie
są tu też postacie, z którymi odbiorcy mogą się więc identyfikować, choć raczej
na zasadzie „ja też chciałbym taki być” niż jakiejkolwiek innej. Ale to też
dobry sposób, bo może kogoś zachęci do próbowania takim być. I drugim Senku
nikt tu się nie stanie, nie ma geniusza, który potrafiłby osiągnąć to co on i
to wcale nie tylko wśród jego rówieśników. Ale próbować można.
A przede wszystkim można dobrze sią bawić, czytając
serię. I miło przy tym zrobić swoim oczom, bo Boichi to znakomity mangaka,
który nawet w swoich bardziej uproszczonych graficznie pracach stara się
upchnąć jak najwięcej detali. Przez to rysunki, jakie wychodzą spod jego ręki
są zarówno ekspresyjne, jak i realistyczne i budują znakomity klimat. Owszem,
są też specyficzne, bo jednak ma on tendencję do dziwnych proporcji i jeszcze
dziwniejszego designu, ale nie da się tego wszystkiego, co wychodzi spod jego
ręki, nie lubić.
I to tyle z mojej strony. Dobra to rzecz, dla fanów
gatunku, ale dobra. Zresztą co tu dużo mówić, bronić powinna się sama i broni.
I to naprawdę dobrze.
Dziękuję wydawnictwu Waneko
za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz