HEX - Thomas Olde Heuvelt

WIEDŹMA XXI WIEKU

 

„HEX” zachwycał się Stephen King. George R.R. Martin, kolejny świetny pisarz, też powieść chwalił. A ja doceniłem prozę Thomsa Olde Heuvelta jeszcze zanim ta pierwsza wydana w naszym rodzimym języku powieść zagościła na naszych sklepowych półkach, bo za sprawą opowiadań. No i doceniam ją nadal. A „Hex” to zdecydowanie jeden z jej jaśniejszych punktów i naprawdę dobra powieść wprowadzająca powiew świeżości do skostniałego podgatunku horroru o czarownicach.

 

Katherine van Wyler została zabita w siedemnastym wieku. Taki już los wiedźmy. Można by pomyśleć, że to koniec. Bynajmniej.

W roku 2012 wiedzą o tym doskonale mieszkańcy miasteczka Black Spring, dla nich bowiem jej zjawa stała się codziennością. Uciążliwą, niechcianą, ale jednak codziennością, z którą jakoś muszą sobie radzić. I radzą. A że nie mogą uciec z tych okolic, a na pewno nie na dłużej, ani też uciec od wiedźmy, wymyślili tytułowe HEX, które umożliwia im unikanie kobiety. A jednocześnie oni sami chronią przed nią cały świat, unikając i zniechęcając przyjezdnych. Ale w końcu młodzież wpada na pomysł, by ujawnić jej istnienie i pokazać wszystkim prawdę. A wtedy zaczyna się prawdziwy koszmar…

 

Horrory o wiedźmach, znamy je, słyszeliśmy o nich, wymienić możemy od tak co najmniej kilka, ale żeby istniały jakieś naprawdę dobre? No jest „Blair Witch Project”, jest „American Horror Story: Sabat”, całkiem sobie do rzeczy, ale i tak dalekie od spełnienia. I jest też „HEX”, rzecz na poziomie, chyba z tego wszystkiego najlepsza, bo to po prostu dobra powieść grozy (choć mnie nie straszy), może i mocno czerpiąca z twórczości Stephena Kinga, niekwestionowanego króla gatunku (w szczególności jego prowincjonalnej, małomiasteczkowej odmiany, z jaką mamy tu do czynienia), jednak robiąca to w dobrym stylu. Podobnie zresztą jak on, Heuvelt przenosi stare lęki na nowy grunt, zaprzęgając do działania nowoczesną technologię i udaje mu się wybrnąć z tego sprawnie, bez naciągania i tym podobnych rzeczy.

 

Ale „HEX” przede wszystkim stoi klimatem i lekkością. To taka literatura, którą czyta się szybko i przyjemnie, ale jednocześnie nie jest tak prosta, tak łatwo przyswajalna, by zaraz wypadła nam z głowy. Ma sceny, które zostają z nami na dłużej, ma postacie, które w pamięć zapadają – nieźle skrojone zresztą – i ma nastrój panujący na stronach, który też jakoś do nas trafia. I to całkiem skutecznie. Powieść nie straszy, to nieco inny rodzaj horroru, bliższy zresztą urban fantasy niż czystej grozie, ale nie da się „HEX” nazwać horrorem niespełnionym.

 

W skrócie, warto. Bo dobre, bo nastrojowe i bo dobrze napisane. Temat Was nie kręci? Tu może zacząć. Druga – i ostatnia jak dotąd – wydana na polskim rynku powieść autora, „Echo” Was nie kupiła? Ta kupić może, bo jest inna. Jedyne na co bym nieco mógł sarkać to ten przekład z drugiej ręki – tłumacz opierał się nie na oryginale, a angielskiej wersji, a miałem nadzieję, że może reedycja zmieni ten fakt, ale jest jak jest. I nie jest na tym polu źle, bo tłumaczenie pozostaje satysfakcjonujące, jednak co przekład z oryginału, to z oryginału. Dobrze więc, że po latach rzecz wróciła na rynek, bo może nie jest to dzieło, o którym mówiłoby się jakoś głośno – mimo zbliżającej się adaptacji – a jednak warto je poznać i to bardziej, niż niejedno, które na ustach miały tłumy.

 

Dziękuję wydawnictwu Albatros za udostępnienie egzemplarza do recenzji.



Komentarze