Kajtek i Koko: Londyński kryminał - Janusz Christa

LONDYŃSKIE ŚLEDZTWO

 

Jakiś czas temu dostaliśmy kolorowe wydanie „Kajtka i Koka w kosmosie” i fakt ten cieszył i to jeszcze jak. Cieszy też fakt, że na rynku mamy też piękne zbiorcze wydania „Kajka i Kokosza”. Ale i tak czuło się braki starszych prac Christy, które nie doczekały się przecież tylu wznowień, co powyższe. A teraz wreszcie te braki zaczynają być uzupełniane, bo właśnie na rynku pojawiło się wznowienie „Londyńskiego kryminału”. I to wznowienie w kolorze. Czyli coś, co warto i trzeba po prostu brać w ciemno.

 

Kajtek i Koko, jak na marynarzy przystało, podróżują po świecie. Tym razem los doprowadza ich do Londynu, gdzie przypadkiem angażują się w sprawę kradzieży naszyjnika, do jakiej doszło właśnie w willi lorda Chewroleta. Czy zdołają jednak ją rozwikłać?

 

Kajtek i Koko to seria, której nikomu przedstawiać nie trzeba. Mógłbym powiedzieć, że to dzieło życia Christy, ale jest przecież jeszcze „Kajko i Kokosz”, kolejne dzieło, które zdobyło równie wielką sławę. I to ono jest częściej wznawianie nawet, jeśli nie w całości, to w bardzo dużej ilości historii, bo te stały się klasyką. A „Kajtek i Koko”? Wielokrotnie wracali ze swoimi kosmicznymi przygodami – i dobrze, bo to nie tylko najdłuższy polski komiks, ale i jeden z najlepszych – ale reszta była traktowana dość po macoszemu. Wystarczy spojrzeć na statystyki z ostatnich kilku dekad, bo odkąd Egmont zaczął wznawiać Christę w 2001 roku, doczekaliśmy się czterech wydań „KiK w kosmosie”, a londyńskich przygód tylko dwa (w zbiorczych tomach, gdzie przedrukowana była też „Zwariowana wyspa” i Kajtek i Koko na wakacjach”). Ale w końcu mamy kolejne zasłużone wydanie i tym razem kolorowe. I jest się z czego cieszyć.

 


Bo to świetny komiks. Rewelacyjny. Detektywistyczno-przygodowy, stworzony u szczytu formy artysty, gdy wszystko było w serii i wykształcone, i dopieszczone – bezpośrednio po tej historii Christa zaczął serię „W kosmosie”, a po niej „Kajka i Kokosza”. Jest więc ciekawie, intrygujący, z dobrymi pomysłami, z humorem, z przesłaniem, ale też i szansą – przynajmniej dla ówczesnego czytelnika – zakosztowania nieco wielkiego świata. Czyta się to naprawdę rewelacyjnie, Christa to bezapelacyjnie najlepszy polski komikisarz i każdą historią potwierdzał zawsze swoją klasę. Także na polu graficznym, bo jego rysunki, niby cartoonowe, a jednak pełne detali wypełniających kadry, realizmu i świetnego, niepowtarzalnego stylu. I nawet ten kolor, który nam tu dorzucono wypada całkiem nieźle.

 


Warto, po prostu warto. Co tu dużo mówić. Świetny to komiks, niewymagający od nas znajomości serii, samodzielny, a jednak stanowiący część większej, fascynującej całości. Oby Egmont porwał się na wydanie wszystkiego, co wyszło spod ręki Christy, bo jego twórczość jest tego warta.

 

Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 



Komentarze