To już dziesiąty tom „Ptysia i Billa” wydany na
polskim rynku – dziesiąty zbiorczy, a więc łącznie mamy już trzydzieści albumów
z tej serii. Sporo. Taki jubileusz musiał zostać uświetniony czymś bardziej szczególnym,
niż prace kontynuatorów serii. I tak się stało, a w nasze ręce trafiają trzy
kolejne części serii stworzone przez ojca cyklu, Jeana Robę, czyli trzy kolejne
porcje tego, co „Ptyś i Billa” ma najlepsze do zaoferowania.
Ptyś i Bill. Chłopiec i pies. Dwaj przyjaciele,
którzy uwielbiają zabawę i psoty. Co innego jednak robić dowcipy sobie i
znajomym, innym zwierzętom i nawet rodzicom, a co innego… policji! Czy tym
razem też wyjdą z tego obronną ręką?
Z twórczością Jeana Roby zetknąłem się po raz
pierwszy lata temu, dzięki „Sprycjanowi i Fantazjuszowi” i przyznam szczerze,
że dobrze by się stało, gdyby ten cykl został teraz wydany po polsku, najlepiej
w formie takiej, jak „Ptyś i Bill”, bo i cena dobra, i wydanie świetne, a i
przy okazji na raz dostajemy potrójną, solidna porcję komiksowej zabawy dla
całej rodziny. Ale na razie mamy „Ptysia i Billa” i cieszyć jest się z czego,
bo to też świetna historia. Inna od „Sprycjana i Fantazjusza”, ale równie warta
uwagi.
Wszystko, co tu mamy, to familijny standard, nie ma
się co oszukiwać. Psotne dziecko, jego przyjaciele, zwierzęta, rodzina, przygody,
codzienne życie… Ale to standard, który kochamy, a przy okazji samograj, który
sprawdza się zawsze. Czasem lepiej, czasem gorzej, ale chyba nie trafiłem na
europejską serię środka, która by mnie tak do końca zawiodła. A „Ptyś i Bill”
nie tyle nie zawodzą ile są autentycznie świetnym tytułem. Bo bawią, uczą,
śmieszą i pouczają też. No i jest jeszcze nuta satyry. Dobra zabawa zapewniona.
Dobra i świetnie narysowana. Ot kolejny europejski
klasyk, ale taką klasykę chce się oglądać, chce się na nią patrzeć i zawsze się
docenia. I to docenia, jak i treść. Tak samo docenia się też, że każdy tom
można czytać w oderwaniu od całej reszty – ten to już dziesiąty polskiego
wydania, jak wspominałem, ale zawierający w sobie albumy 11-13 oryginalnego
wydania, a jednak kolejność nie ma tu najmniejszego znaczenia.
I znaczenia nie ma ile macie lat. Czy jesteście
dziećmi, czy coś z dzieci wciąż w sobie macie. To rzecz dla Was i tyle.
Dziękuję wydawnictwu
Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz