Renge
CHANSU (OI)
Renge
CHANSU (OI)
HAPPII na
aji PERORI to sukue (ren-CHAN)
SUUPU mo
mochiron (ren-CHAN)
Renge
CHANSU
- Ladybaby feat. Ladybeard
No i kolejna seria dobiegła końca. Tym razem padło
na „Kulinarne pojedynki”. Fajnie z nimi było, smakowicie, apetycznie, ale już
od pewnego czasu seria sprawiała wrażenie tworu, w którym autorom trochę brak
już pomysłów. Choć nadal było dobrze. I dobrze jest w finale. I w dodatkach do
finału też przyjemnie się dzieje. I może trochę żal, że to już – koniec, nic
więcej – ale z drugiej strony cieszy się czytelnik, że poznał już całość, a
seria zamiast popadać w większą jeszcze przesadę, odchodzi na zasłużoną emeryturę.
Wielki finał! Ostatnia walka! Czy zwycięży Souma, a
może Erina?! I czy w ogóle to oni mają szansę na wygraną? Nadszedł czas
ostatniego serwisu!
Finał to nic innego, jak czas podsumowań. Czas
powtarzania wniosków i point. No chyba, że byłby to finał, który wszystko
zmienił, wszystko wywrócił do góry nogami. Ale nie, ostatnie „Kulinarne
pojedynki” zachowają wszystko to, do czego nas przyzwyczaiły. A do czego? A chociażby do tego, że to jedno
z tych dzieł, które, jak już pisałem razy parę, niczym „Pachnidło” (czy w
powieściowej wersji Süskinda, czy filmowej Tykwera) potrafi przekazać nam smaki
i aromaty jedynie za pomocą obrazów i słów. Niby wszyscy wiemy, że to tylko
kartki i tusz, kilka zdań wyjaśniających i reakcji bohaterów, a jednak lektura
pobudza nasz apetyt i jest w stanie spowodować, że autentycznie czujemy to
wszystko. I się zaczyna dziać, dzieje się, do ust napływa ślinka. No i jeść się
chce. Chce się zrobić żarcie sobie. A można, bo manga powstawała we współpracy
z zawodową szefową kuchni, więc i przepisy – odpowiednio uproszczone, ale
jednak – w niej są.
No i tak ta seria się toczyła. A że dostajemy tu na
wskroś typowego shounena, przypominającą nieco połączenie „Silver Spoon” z bitewniakiem,
dużo humoru i erotykę: i doznań smakowych, i taką typową, łagodną. A jeszcze
jest tu masa sympatycznych postaci, którym kibicujemy w ich zmaganiach,
przejmując się ich losami. A dynamiczne to, z humorem, z urokiem. Fajnie
ogólnie, bardzo fajnie, bo na nudę nie ma tu miejsca, ciągle coś się dzieje i
nawet jeśli gadają dużo, a gadają, nie jest to gadanie bez ładu, składu czy
sensu.
A jest tu też na co popatrzeć, bo realistycznie to zilustrowane,
zaprezentowane z dbałością o szczegóły i detale, które zmieniają dania w niemal
namacalne przykłady gotowania. Z miejsca wpada więc w oko, doskonale uzupełnia
treść i jest po prostu świetne. Czy chodzi o dania, czy erotykę, czy
zwyczajność. I to tyle. Koniec. Fajne było, się skończyło. Pewnie jeszcze do
serii wrócę, bo poznać było ją warto i są momenty, które chętnie sobie
odświeżę. A na razie cieszę się finałem i wspominam sobie, bo z serii jest co
powspominać.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz